„Jeśli chce mnie pan namówić na martyrologię, na takie polskie płakanie, wygrywamy, remisujemy, ale jesteśmy ciągle niezadowoleni – to nie ten telefon, ja na pana tory nie dam się wprowadzić” – tak prezes PZPN Zbigniew Boniek skomentował w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM ostatnie mecze polskiej kadry w eliminacjach MŚ 2022. Dodał, że „jest zadowolony”, i podkreślił, że spotkanie z Andorą „wygraliśmy pewnie”. Zaznaczył także, że pojutrze z Anglią „przede wszystkim będziemy grali inaczej”. „Pewnie, że mamy czego szukać na Wembley” – podkreślił.

Zbigniew Boniek: Żyjemy w takich czasach, że wszystko ubierane jest w tony dramatyczne

Boniek przyznał, że "jedziemy do Anglii, zdając sobie sprawę, że drużyna angielska jest mocna, jest faworytem nie tylko tego spotkania, ale tej grupy", ale równocześnie zaznaczył: "Dzisiaj żyjemy w takich czasach, że wszystko jest ubierane w tony, powiedziałbym, dramatyczne. Jak nie wygrasz z Andorą 5:0, 6:0, to znaczy, że mecz był słaby".

Zbigniew Boniek: Kilku piłkarzy ma drobne urazy, m.in. Robert Lewandowski

Pytany natomiast przez Roberta Mazurka, czy na Wembley wszyscy nasi piłkarze pojadą zdrowi, szef PZPN przyznał: "Mamy pewne problemy, bo nasi przeciwnicy grali wczoraj szalenie ostro (...). Mamy kilku piłkarzy, którzy mają drobne urazy, m.in. Robert Lewandowski. Miejmy nadzieję, że dzisiaj się to wszystko pozytywnie zakończy. Jak nie, to będziemy musieli grać takimi zawodnikami, jacy będą do dyspozycji".

Zbigniew Boniek: Paulo Sousa jest bardzo dobrym, bardzo fajnym trenerem - jak każdy, którego wybrałem

Boniek zaznaczył również, że jest zadowolony z pracy i decyzji nowego selekcjonera reprezentacji Polski Paulo Sousy. "Uważam, że Paulo Sousa jest bardzo dobrym, bardzo fajnym trenerem - zresztą tak jak każdy poprzedni trener, którego ja wybrałem. (...) Uważam, że Paulo Sousa wykonuje swoją pracę dobrze. A jaki będzie efekt końcowy? Poczekajmy" - mówił.

Odnosząc się z kolei do doniesień o swoich bardzo częstych rozmowach z selekcjonerem, Zbigniew Boniek stwierdził, że "dwóch mężczyzn może rozmawiać na wiele tematów". "Natomiast nie ustalamy, kto ma grać, a kto nie" - podkreślił.

Wyniki kadry wpływają na ocenę szefa PZPN? Boniek: Jeśli tak, to powinniście mi prawie wystawić pomnik

Robert Mazurek przypomniał również swemu gościowi słowa byłego prezesa PZPN-u Grzegorza Laty, który twierdził, że prezesa Związku ocenia się dobrze, gdy reprezentacja wygrywa, a źle - gdy ponosi porażki. "Jeżeli będzie się tak oceniać, to powinniście mi prawie wystawić pomnik" - odpowiedział obecny szef PZPN-u.

"Przez trzy ostatnie edycje pojechaliśmy z tą reprezentacją na trzy imprezy, co się w przeszłości nigdy nie zdarzyło" - podkreślił Zbigniew Boniek. "O punkty zagraliśmy na terenie naszego kraju 16 meczów, z czego 14 wygraliśmy, a dwa zremisowaliśmy. Nie przegraliśmy nawet jednego spotkania" - wyliczał.

Boniek o eliminacjach MŚ 2022: Cel minimum to drugie miejsce w grupie. Z tego można reprezentację rozliczać

Odnosząc się w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM do eliminacji MŚ 2022, szef PZPN-u stwierdził: "W tej grupie mamy zadanie walczyć o pierwsze miejsce. Żeby walczyć o pierwsze miejsce, trzeba zrobić dwa dobre wyniki z Anglią. Jeżeli nam się mecz z Anglią nie uda, to musimy pozostałe mecze wygrać, żeby zająć 2. miejsce i grać w barażach. I to jest nasz cel, i z tego można reprezentację rozliczać".

"Na razie jesteśmy na początku drogi" - podsumował Zbigniew Boniek.


Robert Mazurek: Panie prezesie, grając w ten sposób nie mamy czego szukać na Wembley, Anglia nas zmiażdży - to napisał sympatyzujący w sumie z panem portal "Weszło".

Zbigniew Boniek: Poważnie? Są tacy, którzy ze mną sympatyzują albo nie? Co ja mam do tego? Czy ja wychodzę na boisko? Co ja w ogóle mam do tego, czy wygramy czy nie wygramy? Jestem prezesem PZPN odpowiedzialnym za wiele rzeczy na zasadzie... Ja bym chciał wiedzieć, niech pan kiedyś zrobi listę: kto jest sympatyzujący ze mną, a kto nie.

Zrobię i dostarczę. Ale na razie proszę o odpowiedź na pytanie.

Przede wszystkim będziemy grali inaczej.

No dobrze, czy mamy czego szukać na Wembley? Poza kompromitacją? Czego się obawiają niektórzy już po tych meczach.

Nie, nie żartujmy. No pewnie, że mamy czego szukać, jedziemy, gramy. W piłce można wygrać, można przegrać, można zremisować. Historycznie ja sobie nie przypominam, żebyśmy na Wembley kiedykolwiek wygrali jakiekolwiek spotkanie, oprócz szczęśliwego remisu, gdzie mogliśmy przegrać 8:1. A ten remis dzięki wspaniałej grze Tomaszewskiego. Osiągnęliśmy coś historycznego. Natomiast ja uważam, że jedziemy do Anglii, zdając sobie sprawę, że drużyna angielska jest mocna, drużyna jest faworytem nie tylko tego spotkania, ale tej grupy. 

Dzisiaj żyjemy w takich czasach, że wszystko ubieramy w takie tony powiedziałbym dramatyczne. Jak nie wygramy z Andorą 5:0, 6:0, to znaczy, że mecz był słaby. Oczywiście, mogliśmy wygrać, bo mieliśmy sytuacje, że zamiast trzech, mogliśmy wygrać pięć. To nic by nie zmieniło, że w pewnych elementach byliśmy troszkę za wolni, że piłkarze chcą już dwa razy przyjąć piłkę, żeby ją opanować, a kiedy się gra na bardzo małej przestrzeni, z 11 przeciwnikami, to ta technika indywidualna, szybkość podejmowania akcji, jest determinująca...

Dobrze, panie prezesie, wiemy, że oczywiście trudno się gra, jak przeciwnik zamuruje bramkę.

No nie wiemy...

Natomiast Węgrzy nie murowali, a też się nie grało łatwo. Najpierw jednak pytanie o Wembley. Po pierwsze, czy pojedziemy tam wszyscy zdrowi?

Nie, nie. Mamy pewne problemy, bo wczoraj nasi przeciwnicy grali szalenie ostro i sędzia im w tym specjalnie nie przeszkadzał, bo ilość fauli -  takich specjalnych fauli, żeby przerwać akcję, żeby na kogoś nakładać presję - była bardzo duża. Mamy kilku piłkarzy, którzy mają jakieś drobne urazy, m.in. też i Robert Lewandowski. Miejmy nadzieję, że dzisiaj to się wszystko pozytywnie zakończy. Jak nie, to będziemy musieli grać w takim składzie i z takimi zawodnikami, jakich mamy do dyspozycji.

Ale rozumiem, że na razie nie zapadła decyzja o tym, żeby...

Nie, na razie piłkarze się budzą. Zobaczymy, jak będzie wszystko wyglądało do południa, gdzie sytuacja na pewno będzie trzy razy jaśniejsza.

Panie prezesie, pan mówi, że "co mam do do tego", w końcu jestem tylko prezesem i na głowie mam wszystko, nie tylko reprezentację. To oczywiście prawda. Niemniej jednak, to pan powiedział parę dni temu, że rozmawia pan z trenerem kilka razy dziennie.

Ale nie powiedziałem, że... Ale to znaczy, no oczywiście, że rozmawiam.

Ale rozumiem, że nie rozmawiacie o pogodzie?

Ja rozmawiam z trenerem... Przecież dwóch mężczyzn może rozmawiać na wiele tematów, na wiele rzeczy, na wiele rzeczy dotyczących w ogóle świata, wszystkiego, piłki.

I o świecie rozmawiacie?

Nie rozmawiamy na temat taki, że ustalamy, kto ma grać albo kto nie ma grać. Poza tym, to by było zbyt piękne, zbyt łatwe.

To nie Zbigniew Boniek ustala, kto będzie grał i jaką obrać taktykę?

Niech będzie pan poważny. Jest poniedziałek rano, bądźmy poważni.

Pytanie jest jak najbardziej poważne i to jest bardzo delikatne pytanie. Jakby pan poczytał, co piszą kibice i nie tylko kibice, też dziennikarze... To by pan wiedział, że pytania są powiedziałbym dużo bardziej w dramatycznym tonie stawiane. Ale zostawmy to w takim razie. Niech mi pan może, z łaski swojej, odpowie na pytanie, kogo się obawiamy ze strony angielskiej? Wiemy, że nie będzie grał Marcus Rashford. No ale gra Harry Kane, który strzelił bramkę Albanii.

"Obawiamy się". Obawiamy się drużyny, która jest drużyn mocną, zawodnicy grają w bardzo mocnych klubach, które zdobywają Champions League, które grają w pucharach europejskich. Zawodnicy, którzy mają wielką klasę. Natomiast ja nie wiem, kto się obawia, bo my respektujemy każdego przeciwnika. I wiemy doskonale, że w meczach takich nie wychodzi się i łatwo gra. Grając z jedną z najlepszych drużyn w Europie, człowiek jedzie zupełnie inaczej przygotowany. Natomiast muszę powiedzieć, że sport ma to do siebie, że czasami o wyniku decyduje klasa piłkarzy. Teoretycznie piłkarze angielscy mają ciut, ciut więcej od nas, ale jeszcze meczu nie wygrali.

Ale tak było też z Węgrami. Węgierska prasa zauważyła, że drużynę to ma lepszą Polska, ale trenera z kolei mamy lepszego my, Węgrzy. No i trener Węgier, skądinąd Włoch Marco Rossi, cieszy się tam dobrą prasą.

Jest poniedziałek rano. Jeżeli pan chce mnie namówić na martyrologię, na płacz, na takie polskie płakanie, niezadowolenie: wygrywamy, remisujemy, ale jesteśmy ciągle niezadowoleni, to nie ten telefon. Ja na pana tory nie dam się wprowadzić, bo ja powiem tak: jestem zadowolony, uważam, że zawsze można wiele rzeczy robić lepiej. Uważam, że wygraliśmy pewnie z Andorą. Pewnie. Oczywiście nie wygraliśmy na zasadzie takiej, że po 15 minutach było 3:0 i zaraz wszyscy poszli na drinka i już nikt meczu nie oglądał. Nie był to łatwy mecz.

Niech się pan nie gniewa, ale to, że pewnie wygraliśmy z Andorą mając w składzie Roberta Lewandowskiego, najlepszego piłkarza na świecie, to nie jest jakiś... To nie jest coś, co by nas zaskakiwało. Powiem to tak bardzo delikatnie. I eufemistycznie.

To ja muszę panu powiedzieć, to pan troszeczkę musi tę piłkę oglądać i poczytać trochę, bo w ten weekend zdarzyło się kilka meczów takich, gdzie drużyny podobne do Andory wygrywały i na wyjeździe do 90. minuty, remisowały mecze i tak dalej. To nie jest takie proste. Ale ja nie chcę takiej narracji, że pan mówił, że to jest złe, a ja będę mówił, że to jest dobre. Bo mi nie o to chodzi. Ja wpływu na to, jak wygląda 90 minut nie mam.

Dobrze, to niech pan powie - pan miał wpływ na dobór trenera. Jest pan zadowolony z Paulo Sousy i decyzji przez niego podejmowanych?

Oczywiście, uważam, że Paulo Sousa jest bardzo dobrym, bardzo fajnym trenerem, zresztą tak, jak każdy trener poprzedni, którego ja wybrałem. Natomiast czasami w życiu tak jest, że trener, który podpisuje umowę o pracę, to podpisuje też umowę o zwolnieniu, bo kiedyś następują zawsze takie rzeczy, że trzeba wykonać jakiś ruch, żeby tę drużynę starać się polepszyć. Uważam, że Paulo Sousa wykonuje dobrze swoją pracę. A jaki będzie efekt końcowy, to poczekajmy.

14 czerwca gramy mecz ze Słowacją w Dublinie, w ten sposób rozpoczniemy mistrzostwa Europy. Co najmniej trzy spotkania przed nami, bo tyle jest spotkań w grupie. No i na razie jest problem taki: czy pan w ogóle wie, czy naprawdę będziemy grali w Dublinie i Bilbao, dlatego że jeśli wierzyć Associated Press, to Bilbao, Dublin i Glasgow nie zadeklarowały, że otworzą stadiony dla kibiców i UEFA grozi im, że przeniesie te mecze do innych miast.

Jaki jest problem? Dla nas żaden. My jedziemy na mistrzostwa Europy, mamy przygotowany ośrodek, gdzie będziemy się przygotowali. Jeżeli zamiast nie będziemy mieli grać na boisku w Dublinie, tylko na przykład na boisku w Manchesterze czy Liverpoolu, to jest logistycznie pół godziny lotu samolotem. Także po co się martwić tym, co od nas nie zależy? Na dzień dzisiejszy raczej mamy zapewnione od UEFA, że gramy: Dublin-Bilbao-Dublin. Jeżeli UEFA coś zmieni w najbliższym miesiącu, lokalizację, po prostu się logistycznie przygotujemy do innej decyzji.

Wie pan, jeśli chodzi o Dublin, to gramy u siebie, to przynajmniej jest ta zaleta.

Wie pan, gramy u siebie w innej historii, przed brexitem już graliśmy u siebie, pewnie dzisiaj też gramy u siebie, bo tam jest bardzo wielu Polaków. Natomiast jeżeli mecze będą odbywały się bez publiczności, albo z małym udziałem publiczności, to tej atmosfery, że gramy u siebie, nie będziemy czuli. Natomiast atmosferę robią kibice na boisku, natomiast atmosfera na boisku nie wpływa na jakość grania na placu, bo to są dwa zupełnie inne czynniki.