„Raczej nie liczę na życie pozagrobowe. Myślę, że mam to jedno, tutaj, muszę je wykorzystać. Mówię sobie: dobrą drogą dojść do śmierci” – mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM reportażysta, laureat Literackiej Nagrody Nike 2019 Mariusz Szczygieł. Jak dodaje: „Byłoby wspaniale, gdyby każdy z nas mógł jak najdłużej po swojej śmierci u kogoś w głowie mieszkać. To jest jedyne życie pozagrobowe”.

W rozmowie z Marcinem Zaborskim Mariusz Szczygieł wspomina, jak powstawała książka "Nie ma", za którą otrzymał Literacką Nagrodę Nike: Mój przyjaciel, który zainspirował mnie do pisania tej książki - i chyba miał przeczucie, że umrze: zmarł długo przed tym, jak ona powstała - kiedy ją pisałem, też pojawiał mi się w głowie jego głos....

Bardzo wiele nieżywych osób do mnie mówi - zdradza reportażysta podkreślając: Ja nie mówię o duchach, żeby było jasne, kontaktowałem się z tymi ich ‘awatarami’ w mojej głowie.

Kiedy kontaktowałem się z tymi zmarłymi (...), miałem wrażenie, że mi podsuwają rzeczy, myśli, pomysły i zdania, i poglądy, które nie były moje - opowiada. 

Szczygieł: Z czułością myślę o śmierci

Mnie się wydaje, że ja z czułością myślę o śmierci" - powiedział Mariusz Szczygieł w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Pisarz dodał też, że ma świadomość tego, iż w każdej chwili może umrzeć. "Dokończ to, napisz najlepiej jak umiesz, bo to może być ostatni tekst w twoim życiu - dodał Szczygieł.

Pisarz przyznał też, że wolałby umrzeć w sposób spodziewany. Ma nawet listę rzeczy, które chciałby zrobić wiedząc, że umrze: Miałem moment, gdy źle odczytałem wyniki swoich badań i moja pierwszą myślą była ta, żeby jeszcze raz pojechać do Nowego Jorku, Pragi i Budapesztu.

Wśród tematów odwiecznych znalazło się też miejsce na sprawy doczesne. Mariusz Szczygieł przyznał, że nie podobają mu się nieekologiczne, plastikowe znicze, które zalegają po Wszystkich Świętych. Błagam państwa, nie wieźcie jutro tego plastiku! - zaapelował Szczygieł.

Marcin Zaborski, RMF FM: Mężczyzna w dojrzałym wieku, który kocha życie, ale każdego dnia myśli o śmierci...

Mariusz Szczygieł: Czy to jest o mnie?

Tak pan napisał.

Tak, tak jakoś się zrobiło po czterdziestce.

Napisał pan więcej: Mężczyzna, który o śmierci myśli naturalnie, z czułością, z taką samą, jak o życiu. Może mnie pan nauczyć myśleć o śmierci z czułością?

Nie wiem, czy to można przekazać. Starałem się to zrobić trochę tą książką - książką "Nie ma". Myślę, że każdy sam musi dojrzeć do tego momentu, kiedy uzna, że nie ma się czego bać. Ale ja też czasem pytam osoby starsze... I na przykład tłumaczka moich książek na czeski, pani Helena Stachova, ma 88 lat. Ja u niej często mieszkam w Pradze, przyjaźnimy się tak, jak przyjaźniłem się z Zosią Czerwińską, aktorką, która zmarła w tym roku. Zapytałem Helenę Stachovą o to, czy się boi śmierci. Ona powiedziała, że w żadnym wypadku się nie boi, ponieważ uważa, że to będzie jak zasypianie, jak sen. A przecież zobacz Mariusz - powiedziała - jak chcesz zasnąć, to jesteś w bardzo przyjemnym stanie, prawda? Człowiek się kładzie do łóżka i marzy o tym, żeby zasnąć...

Chce zasnąć, bo chce odpocząć.

Tak, jak już wchodzi w ten stan, takiego półsnu, to czuje się wspaniale, organizm tylko na to czeka, mózg tylko na to czeka. I może to będzie tak. Oczywiście można umrzeć gdzieś przypadkowo, ale może to będzie tak, ja się łudzę. A ponieważ mam taką maksymę życiową: "Dobrą drogą dojść do śmierci", bo człowiek niewierzący nie może liczyć na raj... Chociaż może coś jest, nie wiem... Ale ja raczej nie liczę na życie pozagrobowe, myślę, że mam to jedno, tutaj, muszę je wykorzystać. Mówię sobie: Dobrą drogą dojść do śmierci. Ale jak jej się nie bać? To chyba muszą się zdarzyć różne okoliczności.


No i po drodze zdarzają się. Pisze pan o tym tak: "Zjawiają się nieproszone, jest ich coraz więcej. Lubią przyjść e-mailem lub messengerem, a im jestem starszy, tym bardziej się mnożą. Umarł, umarła. Kiedy dostaję taką wiadomosć, myślę: oto kolejna osoba będzie teraz u mnie mieszkała". Mieścicie się jeszcze u pana w mieszkaniu?

No mieścimy się, to bardziej w mojej głowie... Ale proszę zauważyć, bo też człowiek wierzący ma tę metafizyczną perspektywę. Człowiek niewierzący nie ma. Ja się zastanowiłem przez chwilę: No dobrze, to tych wszystkich ludzi, których ja znałem, którzy są wymienieni we wstępie do książki na przykład, którzy wiedzieli, że ja nad nią pracuję albo miałem ochotę ją im ofiarować, ale zmarli przed jej oddaniem do druku... I pomyślałem sobie: Zaraz, oni muszą gdzieś być. Ale jeśli nie są materialnie, a jeśli w ogóle nie istnieją żadne energie, które gdzieś krążą w powietrzu, to jednak ci ludzie są... 

No właśnie: i jako człowiek niewierzący pan rozmawia z tymi lokatorami, których jest coraz więcej.

Tak, to są lokatorzy mojej głowy. Oni zamieszkują w mojej głowie - oczywiście nie tylko w mojej: jeśli ktoś umarł, a miał wielu przyjaciół albo wielu ludzi go znało, to oby jak najdłużej mieszkał we wszystkich głowach. Mam nawet wrażenie, że to jest takie istnienie wielokrotne po śmierci. I pomyślałem sobie, że jeśli chemia mózgu jest potrzebna do tego, żeby istniała ludzka energia - a jej już nie ma - to może chociaż oni są u mnie w głowie? I byłoby wspaniale, gdyby każdy z nas - pan, ja i słuchacze, słuchaczki - mógł jak najdłużej po swojej śmierci u kogoś w głowie mieszkać. To jest jedyne życie pozagrobowe.

Dziennikarka, pisarka Krystyna Romanowska w najnowszej "Polityce" mówi tak: "Jeden z filozofów Martin Buber uważał, że gdy zmarła jego żona, to nie kończy się relacja między nimi - ona nadal trwa, choć dialog jest jednostronny. Można z kimś po śmierci rozmawiać, tylko kiedyś chodziło się na most, a teraz wchodzi się na molo"...

Muszę powiedzieć, że nawet mój przyjaciel, który zainspirował mnie do pisania tej książki - i chyba miał przeczucie, że umrze: zmarł długo przed tym, jak ona powstała - kiedy ją pisałem, też pojawiał mi się w głowie jego głos...

Czyli on też mówił.

Tak, zdecydowanie! Bardzo wiele nieżywych osób do mnie mówi. Oczywiście być może są to tylko produkty tych wszystkich chemicznych substancji, które tam mi się w głowie przemieszczają - ale tak: prowadziłem dialog, który mi bardzo pomagał. Co więcej, muszę panu powiedzieć, że miałem jeszcze wrażenie, że kiedy kontaktowałem się z tymi zmarłymi - ale dalej podkreślam: ja nie mówię o duchach, żeby było jasne, kontaktowałem się z tymi ich 'awatarami' w mojej głowie - to naprawdę miałem wrażenie, że mi podsuwają rzeczy, myśli, pomysły i zdania, i poglądy, które nie były moje.

To raz jeszcze zaglądając do książki "Nie ma": pisze pan tam, że te wiadomości: "umarł/umarła" będą do pana przychodziły "do chwili, gdy nie dostanę już żadnej wiadomości - wtedy przyjdzie mi zamieszkać w domu kogoś z was".

To taki jeden moment będzie.

Jak pan sobie wyobraża to pomieszkiwanie u nas?

No wyobrażam sobie, że będziecie. Chociaż mówię, że "będziecie" - będą państwo, ale to nie wiadomo, co komu pisane, prawda?

Ale Mariusz Szczygieł będzie do nas mówił w naszym głowach wtedy?

Myślę, że tak, zwłaszcza, że wie pan, bardzo wiele, zwłaszcza czytelniczek mi mówi, ale czytelników też, że jak czytają moje książki, to słyszą mój głos. Jakby czytają moim głosem. Wie pan, o co chodzi?

Bo znają pana głos z mediów, bo wcześniej słyszeli - np. w telewizji.

Tak, tak. Z telewizji, radia, ja się pojawiam w różnych miejscach. I na przykład kilka osób mi mówiło, że było troszkę, jak to powiedzieć, skonfundowanych, bo znają ten mój pogodny "szczygłowaty" głos, takiego wesołego Szczygła, który napisał książkę "Zrób sobie raj" czy tam "Láska nebeská", gdzie jest trochę dowcipnych treści, a jednak "Nie ma" jest książką poważną i musieli nawet ten głos mój troszkę w sobie uspokoić.

Rozmawiamy o poważnych, odwiecznych sprawach, jak by powiedziała Hanna Krall, już kolejną minutę, a wie pan o tym, że my Polacy nieszczególnie lubimy rozmawiać o "tych" sprawach. Albo żeby dosłownie powiedzieć - nie lubimy rozmawiać o śmierci.

Ale ja panu powiem, że ja sobie czasami robię żarty ze śmierci, bo mnie tego nauczyła ś.p. Zofia Czerwińska, która miała ogromny dystans do śmierci. Ona ze mną chciała o niej rozmawiać, ja nie chciałem, to było niebywałe zresztą.

Ale te żarty oburzają?

No właśnie, jak ktoś siedział obok Zosi na przyjęciu i mówił "coś tu chłodno", to mówiła - "to już ode mnie taki trupi chłód". I ona w ten sposób oswajała śmierć. Jakby wypuszczała z niej powietrze. Zarządzała własnym strachem na ten temat.

Po to, żeby się pogodzić ze śmiercią?

Moim zdaniem tak. I ja na przykład mam tak, że jak podpisuję książkę na targach, teraz byłem na targach w Krakowie, kolejka była ogromna, i niektórym osobom mówiłem tak: "Przepraszam bardzo, ja jeszcze tutaj wpiszę dokładnie datę, bo, wie pani, jakbym jak jutro umarł, to pani będzie miała jakąś przyjemność z tego, że 'podpisał mi dzień przed śmiercią'. I wie pan, że były osoby, które od razu się uśmiechały i widziałem, że to jest ich typ poczucia humoru, a były osoby, które bardzo tężały i widziałem, że to jest kulą w płot troszkę i nie ten dowcip. Ale to też jest taka metoda na takie zaklinanie...