Zwykle przed porannym programem w internetowym radiu RMF24 robię sobie historyczną "kwerendę". Przeglądam datownik, wyciągam książki z półek domowej biblioteki, czytam dokumenty dostępne w Internecie. ​Wprawdzie nasza stacja w sieci informuje stale o najbardziej aktualnych zdarzeniach, podaje zwykle pilne wiadomości, "łowi" najświeższe newsy, ale według mnie bez wiedzy o tym, co wydarzyło się dawniej, ocena tego, co właśnie się dzieje, jest ułomna. Dziejowy kontekst zdarzeń to niezbędna otoczka. Buduje szerszy obraz sytuacji, pozwala na interpretacje, a czasami umożliwia spojrzenie w przyszłość, przewidywanie tego, co może wyniknąć z bieżących faktów.

We wtorek 15 lutego zaintrygowała mnie 71. rocznica podpisania "Umowy pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich o zamianie odcinków terytoriów państwowych." 

Czy zastanawialiście się ostatnio nad polityczną mapą naszej części świata? Jestem przekonany, że nawet jeśli nie były to jakieś historyczno-geograficzne studia, to przez głowę przemknęła wam myśl o bezpieczeństwie i stabilności naszych granic. Mamy od miesięcy całą serię incydentów na pograniczu polsko-białoruskim, a to, co od lat dzieje się na Ukrainie nie napawa optymizmem. Ostatnie dni to już sytuacja napięta do granic, nomen omen. 

Warto więc uświadomić sobie raz jeszcze, z całą mocą, jak płynną sprawą jest kształt naszego ojczystego terytorium. Aby taka refleksja pojawiła się w umysłach Polaków, wcale nie trzeba sięgać do naszych najgłośniejszych państwowych i narodowych tragedii - rozbiorów z XVIII wieku czy hitlerowskiej i sowieckiej agresji z 1939 r.  

Powojenna Polska, poddana dyktatowi "Kraju Rad", też nie była niewzruszonym monolitem terytorialnym. Graniczna linia się zmieniała, jak w przypadku "korekty" zgodnie z "umową" z ZSRR z 15 lutego 1951 r. Piszę te słowa w cudzysłowie, bo są eufemizmami. Propagandowa "korekta" była prawdziwą tragedią dla mieszkańców tych ziem, a "umowa" była stalinowskim dyktatem. Towarzysz Bolesław Bierut, zwany "prezydentem", zrobił gest "ruki pa szwam", stanął na baczność i uczynił to, co mu w Moskwie kazali. 

Dlatego na antenie radia RMF24 w rozmowie z dr Piotrem Olechowskim, historykiem z Instytutu Pamięci Narodowej, nie chciały mi przejść przez usta oficjalne terminy. Terytorium zwane "kolanem Bugu" skojarzyło mi się z faulem w futbolu. Sowieci w swojej brudnej grze skopali nas po "kolanie".