Biegnąc przez Stany Zjednoczone, w 139 dni pokonał 125 maratonów. Wszystko po to, by dotrzeć z jednego brzegu USA na drugi. Tomasz Sobania wrócił już do domu - do rodzinnego Toszka na Górnym Śląsku. "Do mnie to momentami dociera i mam wtedy taką chwilę, kiedy jestem po prostu bardzo dumny i szczęśliwy, że coś, na co tak długo pracowałem, na co tak długo czekałem i co było tak trudne, to już jest zrealizowane. Ale tak na co dzień zapominam kompletnie, że właśnie przebiegłem przez Amerykę" - podkreśla biegacz ekstremalny, z którym o kryzysach w biegu przez USA, a także o planach na kolejną niezwykłą wyprawę rozmawiał Wojciech Marczyk z redakcji sportowej RMF FM.

Tomasz Sobania niedawno przebiegł przez USA, a już planuje kolejną wyprawę

Tomasz Sobania na trasę swojego niezwykłego biegu przez USA wyruszył 15 września. Mimo że ma za sobą już m.in.: bieg ze Śląska do Aten, Barcelony czy Rzymu, to spodziewał się, że bieg z jednego krańca USA na drugi będzie najtrudniejszy.

Przez Amerykę przebiegłem w 139 dni. W tym czasie zaliczyłem 125 maratonów i za każdym razem musiałem wyjść znowu na trasę, męczyć się z bólem, ze zmęczeniem, z kontuzjami, które miałem. Ja też bardzo dużo pracowałem. Często bywało tak, że od rana do 3 po południu organizowałem różne rzeczy. Kręciliśmy film z amerykańską ekipą, a dopiero później, kiedy już byłem zmęczony i na nic nie miałem ochoty, musiałem wyjść na 6 godzin na trasę i tam się męczyłem. Biegałem po górach, przeskakiwałem nad wężami. Zdarzały się takie rzeczy. Innym razem wpadłem - na jakimś zamkniętym ranczu - na gromadę byków, więc to była bardzo, bardzo trudna rzecz, także znieść to psychicznie. Wydaje mi się, że było to jeszcze trudniejsze niż to fizyczne zmęczenie - zaznacza Tomasz Sobania.

Został on okrzyknięty polskim Forrestem Gumpem, bo podobnie jak filmowy bohater, przebiegł z jednego końca USA na drugi. Nawet trasa była podobna.

Biegłem w tym punkcie, gdzie Forrest Gump się zatrzymał - w Monument Valley, a to było tylko jedno z wielu wspaniałych miejsc. Po drodze spotkałem wielu wyjątkowych ludzi, chociażby kongresmena, który wręczył mi amerykańską flagę. Było mnóstwo wspaniałych Polaków z Polonii amerykańskiej. Byli też żołnierze Navy Seal, którzy biegli ze mną. Jeden z nich uczył mnie strzelać na pustyni w Arizonie. Było naprawdę wielu, wielu wspaniałych ludzi. Spotkałem na przykład Alicję Bachleda-Curuś w Los Angeles, Rafała Zawieruchę. Poszliśmy na kolację. To były naprawdę wyjątkowe spotkania - przyznaje biegacz ekstremalny, który, jak przyznaje, w pewnym momencie miał ochotę przerwać swój niezwykły bieg. 

"Możesz więcej niż myślisz"

Miałem taki moment i to był pierwszy taki moment w moim życiu. Bo ja już przebiegam przez całą Europę wzdłuż i wszerz. "Robię" tę wyprawę od lat i zawsze, kiedy było trudno, to ja tym bardziej walczyłem. Ale tutaj już byłem tak wypalony i w pewnym momencie tak zmęczony, że nie widziałem w tym sensu. To było najgorsze, że w pewnym momencie postanowiłem, że już nie biegnę dalej i nie dokończyłem mojego codziennego maratonu. Nie przebiegłem 42 kilometrów i kiedy rano się obudziłem, to dotarło do mnie, co zrobiłem i że to może być koniec tej wyprawy. Więc żeby zaznaczyć, co się wydarzyło, że coś się zmieniło, ogoliłem głowę na łyso i przebiegłem wszystkie kilometry, których nie przebiegłem poprzedniego dnia i jeszcze dodatkowo cały maraton. I to był taki punkt, w którym zobaczyłem, że nawet jeśli się poddam, to i tak biegnę dalej. To było coś wyjątkowego dla mnie - wyjaśnia Tomasz Sobonia. 

Wtedy też na własnej skórze przekonał się, że hasło biegu przez USA - "Możesz więcej, niż myślisz" – jest prawdziwe

Z bliska zobaczył ludzką tragedię

Tomasz Sobania biegł przez USA w specyficznym momencie. Za oceanem toczyła się kampania wyborcza, a przez Los Angeles przebiegał akurat wtedy, gdy ta część Stanów Zjednoczonych zmagała się z gigantycznymi i straszliwymi w skutkach pożarami.

W tym czasie był też huragan w Północnej Karolinie. A w końcówce mojego biegu trafiłem w Los Angeles na gigantyczne pożary. Na początku myślałem, że nie pobiegnę jednak do Los Angeles tak, jak planowałem. Uznałem jednak, że tym bardziej może powinienem tam pobiec, zrobić jakąś zbiórkę, może to coś zmieni. No i tak też się stało. Zrobiłem wolontariat w Altadenie, która się kompletnie spaliła. Biegłem tamtędy. To było naprawdę przejmujące przeżycie. Cały bieg zakończyłem w San Diego, żeby nie robić celebracji w mieście, które się spaliło. Częściowo więc musiałem pozmieniać plany, ale bieg finalnie się udał i kto wie, może też coś do czegoś dobrego się przyczynił - przyznaje Sobania. 

Mimo że pochodzący ze Śląska biegacz ekstremalny dopiero niedawno wrócił do swojego rodzinnego Toszka, to już ma kolejne plany. 

Chcę przebiec 50 maratonów we wszystkich 50 stanach Ameryki w ciągu 50 dni. Chcę to zrobić za rok w czasie 250-lecia Stanów Zjednoczonych. W przyszłym roku minie 250 lat od podpisania Deklaracji Niepodległości USA. Wtedy zaczęła się Ameryka. I w ten sposób ja chcę też świętować z Amerykanami ich święto - przyznaje Tomasz Sobonia, który niewiele czasu spędza teraz jednak w domu. Wszystko dlatego, że swoją historią stara się inspirować innych. 

To jest moja misja: inspirować innych ludzi. Występować przed nimi. Opowiadać moją historię: chłopaka, który z małego miasteczka na Śląsku dotarł do Ameryki i ją przebiegł. Więc bardzo się cieszę, że mogłem być czy to w Młodzieżowym Domu Kultury w Chorzowie czy w Akademii WSB. To są naprawdę fantastyczne momenty i takie spotkani,a na których czuję, że to, co robię ma sens - przyznał biegacz ekstremalny. 

Opracowanie: