"Przyznaję się do czynów, ale nie do popełnienia przestępstwa" - powiedział sądowi Anders Breivik. W poniedziałek ruszył w Oslo proces Norwega, który potrwa do 22 czerwca. 22 lipca zeszłego roku Breivik podłożył bombę pod budynkiem rządowym w norweskiej stolicy. W zamachu zginęło osiem osób. Potem pojechał na wyspę Utoya, gdzie strzelał na oślep do uczestników obozu młodzieżówki rządzącej Partii Pracy. Zabił tam 69 osób. Wyrok usłyszy 20 lipca.

W poniedziałek o godz. 8:55 przed gmach sądu zajechał konwój, a w nim szary van, którym transportowany był oskarżony. Breivik, gdy tylko zdjęto mu kajdanki, podniósł wyprostowaną rękę z zaciśniętą pięścią. W swoim wcześniejszym manifeście oświadczył, że gest ten symbolizuje "siłę, honor i wyzwanie rzucone marksistowskim tyranom w Europie". Nie uznaję norweskiego sądu - oświadczył następnie. Jesteś przyjaciółką siostry Gro Harlem Brundtland - oświadczył Breivik, zwracając się bezpośrednio do przewodniczącej składu sędziowskiego Wenche Elizabeth Arntzen. Gro Harlem Brundtlant to była premier Norwegii w latach 1981, 1986-1989 i 1990-1996.

Prokurator Indze Bejer Engh zajęło ponad godzinę odczytywanie aktu oskarżenia. Ze szczegółami opisywała, w jaki sposób zginęła każda z ofiar, w jaki sposób rany odnieśli poszkodowani. Daty, jakie najczęściej padały, to rok 1990 i kolejne - daty urodzenia ofiar Breivika. Potem sędzia zwróciła się do oskarżonego i zapytała, czy przyznaje się do winy. Uznaję te fakty, ale nie uznaję swojej winy w sensie kryminalnym - powiedział Breivik. Podczas gdy rodziny ofiar, słuchając aktu oskarżenia, nie były w stanie powstrzymać łez, twarz Breivika nie wyrażała żadnych emocji.

Następnie prokurator Svein Holden opisywał, w jaki sposób od 1995 roku, czyli czasów gimnazjum Anders Breivik stał się neonazistą. Rok po roku przedstawiał detale z życia zamachowca. Przytoczył także zeznania złożone przez Breivika na policji, o tym, w jaki sposób konstruował swoje bomby. Pokazano także zdjęcia z kamer monitoringu z 20 lipca, dnia w którym Breivik zaparkował samochód wypełniony ładunkami wybuchowymi w rządowej dzielnicy Oslo. Drugi pojazd podstawił tam dwa dni później. Feralnego dnia 22 lipca 2011 roku Anders Breivik nocował w domu swojej matki. Od godz. 8:15 do 11:10 pracował na komputerze. Przygotowywał do wysłania swój manifest. Kiedy na telebimie w sądzie wyświetlano propagandowy film, przygotowany przez Breivika, z jego oczu pociekły łzy. 33-latek, który wcześniej nie okazywał żadnych emocji, wiele razy wycierał dłonią twarz.

Podczas rozprawy wysłuchano także trzyminutowego nagrania rozmowy telefonicznej młodej kobiety, która dzwoniła na policję z wyspy Utoya z prośbą o pomoc.

We wtorek Breivik zabierze głos

Od wtorku przez pięć dni Anders Breivik będzie miał prawo wyjaśniać motywy swojego postępowania. On sam nie uważa się za winnego. Wielokrotnie powtarzał, że działał dla dobra kraju, żeby powstrzymać wpływy islamskie w Europie Zachodniej. Swe ofiary nazywa "zdrajcami", zarzucając im popieranie polityki imigracyjnej, która - jak twierdzi - doprowadzi do "islamskiej kolonizacji" Norwegii.

Przez norweskie media przetoczyła się debata. Wielu komentatorów uważa, że Breivik wykorzysta sąd jako platformę do szerzenia swoich ekstremalnych poglądów. Ponieważ proces będzie transmitowany przez stacje telewizyjne i radiowe, to, co Breivik ma do powiedzenia, nie pozostanie tylko w czterech ścianach sali sądowej - twierdzą norweskie media.

Zgodnie obowiązującym w Norwegii prawem Breivikowi grozi maksymalnie do 21 lat więzienia lub w przypadku stwierdzenia niepoczytalności - pobyt w zakładzie psychiatrycznym. Ogłoszony przez psychiatrów 10 kwietnia raport stwierdza, że Breivik jest poczytalny. Wcześniejsza diagnoza dowodziła, że choruje on na schizofrenię i nie może być sądzony. Psychiatrzy będą obecni na sali rozpraw.

800 dziennikarzy relacjonuje przebieg procesu

Przekaz z sali sądowej w Oslo będzie transmitowany do 17 gmachów sądowych w Norwegii. Tam przebieg procesu będą mogły obserwować rodziny ofiar, jak i ci, którzy zamachy przeżyli. Status poszkodowanych ma aż 813 osób. Dla tych, którzy zdecydowali się na przybycie do sądu w Oslo przygotowano specjalne etykietki: "Żadnych wywiadów, proszę". Są rozdawane tym osobom, które nie chcą rozmawiać z dziennikarzami.

Zainteresowanie mediów jest olbrzymie. Akredytowało się około 800 dziennikarzy z 85 zagranicznych i 55 rodzimych redakcji. Żeby wejść na salę sądową dziennikarze ustawiali się w kolejce już o godz. 7:00 rano. Ze względów bezpieczeństwa wokół budynku sądu w Oslo zamkniętych zostało kilka ulic. Każdy uczestnik rozprawy przeszedł kontrolę podobną do tych przeprowadzanych na lotniskach. Sąd znajduje się w pobliżu budynków rządowych, gdzie Breivik podłożył materiały wybuchowe.

Oblicza się, że sam proces będzie kosztował dwa i pół miliona koron norweskich. Koszty całego postępowania to ponad sto milionów koron.