Hanna Herman, współpracownica kandydata na prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, przeprosiła za jego słowa o polskich bojownikach, którzy rzekomo mają przyjechać na Ukrainę, by w drugiej turze wyborów prezydenta wesprzeć premier Julię Tymoszenko. Herman dodała, że sztab został wprowadzony w błąd, a doniesienia okazały się nieprawdziwe.

Janukowycz przed bojownikami-obserwatorami z Polski, Litwy i Gruzji ostrzegał dwa dni temu. Otrzymaliśmy informacje, że z Litwy i Polski wybierają się do nas tak zwani obserwatorzy (wyborów), mamy też informacje, że przez Odessę przypłynie z Gruzji kilka statków z pasażerami - oświadczył wówczas w wypowiedzi dla stacji telewizyjnej "Akademia" w Odessie. Zrozumiałe, że są to bojownicy i jadą tu, by przyjść z pomocą Tymoszenko - powiedział Janukowycz. Jedynie gruziński rząd zareagował na tę wypowiedź. Tbilisi wycofało swoich obserwatorów wyborczych.

Janukowycz, lider prorosyjskiej Partii Regionów dodał, że informacje te zostały już przekazane ukraińskiej Straży Granicznej, Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy, oraz MSZ. Podkreślił jednocześnie, że jego partia jest w opozycji i nie posiada instrumentów, które pozwoliłyby zapobiec destabilizacji, oraz ingerencji obywateli obcych państw w proces wyborczy.

Ani Polska, ani Litwa nie zareagowały na wypowiedź lidera Partii Regionów, uczyniła to jednak Gruzja. W środę rzeczniczka prezydenta Micheila Saakaszwiliego oświadczyła, że w związku z "niejednoznacznymi reakcjami" na gruzińską misję obserwacyjną na Ukrainie Tbilisi wycofuje stąd swych obserwatorów wyborczych.