Wybory prezydenckie w Polsce pokazały, że kraj ten zwrócił się w kierunku centrum i umiaru - komentuje niemiecki "Die Welt". Dziennik zaznaczył przy tym, że teraz w Polsce nie ma już możliwości powrotu do czasów przed tragedią smoleńską.

Polska wybrała, ale jeszcze nie zdecydowała. Jednak jedno jest już jasne: kraj, który przed czterema laty wydawał się klockiem hamulcowym ściślejszej integracji europejskiej, w ekspresowym tempie przeszedł rozwój, na który "stare" demokracje na zachodzie Europy potrzebowały więcej czasu - ocenia "Welt". Gazeta odnotowuje, że w niedzielnych wyborach w zapomnienie popadły populistyczno-radykalne siły, w postaci przywódcy Samoobrony Andrzeja Leppera.

Liberalno-konserwatywny kandydat partii rządzącej Bronisław Komorowski, który w niedzielę miał nieznaczną przewagę, długo uchodził za najgroźniejszego przeciwnika konserwatywnych Kaczyńskich, bo jako postać opierająca się na wartościach i tradycji Solidarności mógł być postrzegany jako "lepszy Kaczyński". I na odwrót: Kaczyński, który wcześniej podżegał i dzielił, robił podczas kampanii wszystko, by udowodnić, że chce być "lepszym Komorowskim" - komentuje dziennik.

To parcie do centrum i umiaru nie powstałoby zapewne, gdyby prezydent Lech Kaczyński nie zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. Jednak teraz tendencja ta jest jednoznaczna i przypuszczalnie będzie trwała. Kampania wyborcza była przyjemnie cywilizowana. Nie ma powrotu do czasów przed Smoleńskiem - dodaje "Die Welt".

Trzeba wybrać jedną wizję

Z kolei "Sueddeutsche Zeitung" napisał, że dwa tygodnie przed drugą turą wyborów prezydenckich w Polsce będą bardzo interesujące. Wyborcy muszą się zdecydować na jedną z dwóch różnych wizji - ocenia gazeta.

Jak pisze, Bronisław Komorowski opowiada się za dalszą integracją Polski w strukturach europejskich. Unia ma dla niego najwyższy priorytet - nie tylko ze względu na bolesne doświadczenia historyczne, ale też z powodu uzależnienia gospodarki kraju od eksportu.

Dokładnie temu chce zapobiec jego rywal Jarosław Kaczyński, brat bliźniak zmarłego prezydenta. Jego najważniejszym celem nie jest emancypacja społeczeństwa obywatelskiego, ale silniejsze, bardziej troskliwe państwo, które kontroluje kluczowe obszary gospodarki. Jego program gospodarczy i socjalny można by zatem umiejscowić pomiędzy niemieckimi SPD i Lewicą. Dlatego bardziej odpowiednia byłaby dla niego etykieta "lewicowego narodowca" niż "narodowego konserwatysty" - ocenia bawarski dziennik.