Bruksela wprowadza pierwszy raz sankcje na import surowców energetycznych z Rosji. Według nieoficjalnych informacji pełny zakaz ma obowiązywać od połowy sierpnia. Do tego czasu ma wygasnąć większość obowiązujących teraz kontraktów. Michał Zieliński rozmawiał w Radiu RMF24 w cyklu "7 pytań po 7.07" z eurodeputowanym Platformy Obywatelskiej Janem Olbrychtem wiceprzewodniczącym największej frakcji w unijnym parlamencie czyli grupy Europejskiej Partii Ludowej. To członek między innymi komisji zajmującej się budżetem.

Michał Zieliński: Z moich wyliczeń wynika, że przez rok kraje Unii płacą Rosji za węgiel tyle co za ropę i gaz tyko w sześć dni. Czy to ma być tylko jakieś symboliczne posunięcie z tym węglem?

Eurodeputowany Jan Olbrycht: Nie. To jest początek. Węgiel jest najmniej kontrowersyjny, ale wiemy dobrze, że węgiel to jest najmniejsza część dochodów Rosji. Największa część dochodów to jest ropa. Natomiast to jest ze sobą powiązane, ponieważ zakaz czy embargo na ropę jest związany z embargiem na gaz. Dlatego parlament wczoraj wezwał do całkowitego embarga na wszystkie paliwa kopalne i na węgiel, i na gaz i na ropę.

I to zdecydowaną większością głosów. Nie chcę być niegrzeczny, ale czy to nie jest tak, że możecie sobie wzywać. Niemcy, Austria, Węgry i tak się nie godzą przerwać tego importu. Dziennikarze kolejnych stacji telewizyjnych docierają do Buczy. Polscy dziennikarze też rozmawiali już ze świadkami tego, co tam się działo. Co by się musiało stać się, pana zdaniem, żeby Niemcy np. choćby czasowo wstrzymały import nawet kosztem zatrzymania ich przemysłu chemicznego.

Pierwsza pana uwaga dotycząca tego, że my nic nie możemy, to jest taka uwaga oczywiście politycznie słuszna, natomiast chciałem tylko powiedzieć, że posłowie do Parlamentu Europejskiego reprezentują przecież nie ogólnie społeczeństwo, ale są reprezentantami partii które w wielu krajach są partiami rządzącymi. Jeżeli głosują on to oznacza, że te ich stanowiska zostały również uzgodnione z partiami rządzącymi. Mamy nadzieję, że również w przypadku Francji i Niemiec a w szczególności Niemiec, to jest wskazówka, że sprawa idzie w tym kierunku że nie ma innego wyjścia. Tym bardziej, że wszyscy wiemy, że może się sytuacja odwrócić. To znaczy, jeżeli dojdzie do poważniejszych zakłóceń np.: zwolnienia płatności, to po prostu Rosja zakręci kurek i wtedy tak czy inaczej Niemcy będą musieli sobie poradzić z brakiem gazu. Ja myślę, że to jest taka nadzieja uproszczona, że jeżeli większe okrucieństwo tym większe przekonywanie w sprawie gospodarczej. Oczywiście świat przed Buczą jest inny niż po Buczy. Innego typu jest wrażliwość, innego typu naciski społeczne, bo to jest bardzo ważne. Inaczej ludzie reagują. Jest to na pewno niezwykły wstrząs dla wszystkich, ale przecież pamiętajmy to nie jest koniec tej wojny i możemy niestety być świadkami jeszcze dużo gorszych sytuacji.

Pana zdaniem, jeśli chodzi o to embargo na ropę i gaz to rysuje się jakiś horyzont czasowy,kiedy moglibyśmy się spodziewać takich decyzji?

Moim zdaniem nie mamy wyjścia. Prawdziwa dyskusja, która się toczyła między nami - w szczególności z posłami niemieckimi - dotyczyła tego, czy gospodarka niemiecka, austriacka i węgierska dadzą sobie radę. Kluczową kwestią jest, czy te państwa zdążą przed embargiem wypełnić zbiorniki tak, żeby być bezpiecznym na zimę. Tu Niemcy bardzo wyraźnie zwracali uwagę na to, że muszę oddać te odbiorniki wypełnić dlatego nie może być embargo od zaraz. Na końcu mimo to wszyscy, czy prawie wszyscy, zagłosowali za całkowitym embargiem. To jest pewien gest polityczny, ale pokazujący, że środowiska polityczne są gotowe do pójścia dużo dalej.

Czyli, że jest wola. Wczoraj Parlament Europejski zatwierdził skierowanie pieniędzy z funduszu REACT na potrzeby uchodźców. To są 3 miliardy 400 milionów euro. Ile z tych pieniędzy może trafić do Polski?

To jest pierwszy etap uruchamiania pieniędzy europejskich bezpośrednio na pomoc uchodźcom. W tym pierwszym etapie nie ma dodatkowych pieniędzy ,tylko są pieniądze, które są przesuwane wewnątrz budżetu. Czyli to są pieniądze, o które zawsze walczyliśmy w parlamencie, żeby te, które nie są wydane, nie wracały do państw członkowskich. Teraz mamy taką sytuację, że pieniądze niewydane z polityki spójności, czyli fundusze strukturalne i REACT- EU - to jedna z części Funduszu Odbudowy tego wziętego z kredytu, żeby te pieniądze można było natychmiast wykorzystać. I to wykorzystać w taki sposób, żeby nie trzeba było dopłacać pieniędzy krajowych, czyli z pieniędzy europejskich. W przypadku REACT-EU wczorajsza decyzja jeszcze przyspiesza. Państwa członkowskie, w których napływ uchodźców jest większy niż 1 procent, będą mogły mieć zaliczkę z REACT- EU - 45 procent. Z wyliczeń takich bardzo bardzo wstępnych wynika, że w Polsce nie podpisano jeszcze ostatecznych umów, które powodowałyby roszczenia. Między 1,5 a 2 miliardy euro jeszcze samego REACT-EU to jest w granicach 1,2 miliarda. I te pieniądze są już w zasięgu Polski. Teraz chodzi o to, żeby umiejętnie, bardzo szybko je przesuwać.

Dzisiaj przewodnicząca Komisji Europejskiej ma być w Kijowie, rozmawiać tam z ukraińskim prezydentem. Jutro z kolei ma być w Warszawie, gdzie się ma spotkać z polskim prezydentem. Jakie mogą być efekty tej podróży?

Pani przewodnicząca Ursula von der Leyen po pierwsze jedzie do Kijowa, po drugie jedzie do Warszawy na konferencję donatorów. Czyli to są takie działania o charakterze globalnym szukające wsparcia dla Ukrainy i dla uchodźców z Ukrainy. Oprócz tego, że to są gesty o charakterze symbolicznym, że szefowa Komisji Europejskiej - podobnie jak przewodnicząca Parlamentu Europejskiego niedawno - jedzie i pokazuje determinację struktur europejskich w celu pomocy. Są również rozmowy, które będą się toczyć na temat tego, jakie Komisja Europejska ma prowadzić działania. Np. Komisja Europejska bardzo szybko uruchamiała np. pieniądze dodatkowe na broń dla Ukrainy - za zgodą państw członkowskich. Także myślę, że to będą bardzo konkretne rozmowy, oprócz tego symbolicznego pokazania, że kolejna instytucja europejska wysyła swojego szefa do Kijowa, pokazując w ten sposób absolutną solidarność z Ukrainą.

Ukrainą między Brukselą i Warszawą wciąż jest jeszcze do załatwienia sprawa pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Polski rządlicytuje, Bruksela nie ustępuje jak widać. Wasza frakcja europarlamentu wzywa, by Bruksela nie ustępowała w tej sprawie. Dlaczego?

Tak to jest kwestia przestrzegania określonych przepisów. Jestem niezwykle zaskoczony, że w sytuacji, w której jesteśmy - naprawdę wielkiej potrzeb dodatkowych funduszy dla Polski - nie wykonujemy tego ruchu, o którym wiedzieliśmy od samego początku jako jako Polska. Nie dokonujemy zmian w systemie dyscyplinowania sędziów. Sprawa jest oczywista i jasna. Potwierdzona przecież przez premiera również w Parlamencie Europejskim. I to jest jedyna rzecz, która dzisiaj blokuje Krajowy Plan Odbudowy. To, że rząd nie chce wykonać tego ruchu, mnoży pewne przeszkody w tej sprawie, to jest dla mnie absolutnie zaskakujące. To nie chodzi o to, kto kogo namawia, żeby nie ustępował. Jestem posłem z Polski. Zwracam się do polskiego rządu z zapytaniem, co się dzieje, że nie wykonujemy żadnego ruchu. Chociaż doskonale o tym wiemy. Komisja Europejska bazując na przepisach, które zostały zatwierdzone już przez wszystkie państwa ma określone wymagania i tych wymagań będzie się trzymać. Z tego co sie orientuję, rozmawiałem z przedstawicielami Komisji, to oni są jakby nie mniej zaskoczeni. Oni też bardzo już chcą zakończyć tę sprawę. Chcą już to uruchomić.

Polska rzeczywiście się upiera. W tym tygodniu zablokowała przepisy, które mają pozwolić skuteczniej ściągać podatki z międzynarodowych korporacji, w których jest tak, że członkowie zarządów zarabiają czasem więcej, niż fiskus nawet dużych krajów jest w stanie ściągnąć z tych firm. I to stoi mocno w sprzeczności z deklaracjami premiera Morawieckiego. Ja tak sobie myślę, że mogło na tym zależeć przed wyborami we Francji Emanuelowi Macronowi, który jest orędownikiem tych zmian. Czy pana zdaniem za tym ruchem Polski też się kryje licytacja w sprawie Funduszu Odbudowy, czy to jest jakaś pomyłka?

Ta sprawa wiąże się właśnie z Funduszem Odbudowy. W momencie, kiedy państwa członkowskie zgodziły się zaciągnąć kredyt na rynkach finansowych, pojawiło się pytanie, jak to można spłacić. Są trzy sposoby: albo zwiększyć składkę do Unii Europejskiej albo ograniczyć polityki np. politykę spójności albo stworzyć nowe dochody własne Unii. Jednym z dochodów własnych Unii miały być właśnie te opłaty - podatki od wielkich firm. Zostało uzgodnione to uzgodnione na szczeblu globalnym. To są pieniądze potrzebne, żeby ten kredyt spłacić i od początku Polska o tym wiedziała. Sam byłem na spotkaniach, na których pan premier Morawiecki w Brukseli niezwykle mocno popierał tego typu opłaty. Ten protest Polski jest różnie odbierany w Brukseli. Po pierwsze jako narzędzie przypuszczalnie nacisku w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Jeżeli nawet tak nie jest, to nikt w to za bardzo nie wierzy. Natomiast wygląda na to, że Polska w tej chwili nie chce dodatkowych pieniędzy, które pozwolą spłacić wspólny dług na rynkach finansowych. 

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.
Opracowanie: