Co naprawdę dzieje się na froncie w Ukrainie? Docierają do nas szczątkowe informacje. Administracja amerykańska przyznaje, że zaobserwowano pewne postępy w kontrofensywie. Podobne komunikaty wychodzą od ukraińskich oficjeli. Tymczasem poszczególne jednostki wchodzące w skład wojsk Kijowa przekazują sprzeczne dane na temat postępów. Na linii frontu panuje na razie chaos. Im prędzej Ukraińcy przejmą kontrolę nad wydarzeniami, tym szybciej kontrofensywa nabierze tempa. A szanse na przyspieszenie wydają się teraz realne.

W ostatnich dniach padła informacja o przełamaniu pierwszej linii rosyjskiej obrony. Umocnienia tzw. "linii Surowikina" zostały naruszone przez nacierających Ukraińców w pobliżu miejscowości Werbowe (obwód zaporoski), kilkanaście kilometrów od Robotyne, o które walki trwały tygodniami i w którym w końcu wojska Kijowa zawiesiły niebiesko-żółtą flagę.

Słowo "naruszenie" nie jest użyte przypadkowo. Nie mamy do czynienia z przełomem, a jedynie zasygnalizowaniem, że Ukraińcy nie stoją w miejscu i ciągle wywierają presję na linie obrony wroga. Fakty są jednak takie, że od czerwca, gdy kontrofensywa oficjalnie się rozpoczęła, zdobycze terytorialne są bardzo niewielkie.

Oficjele ukraińscy starają się - co zrozumiałe - przedstawiać wydarzenia na froncie w maksymalnie optymistycznym wydaniu.

"Jesteśmy teraz pomiędzy pierwszą a drugą linią obrony" - powiedział brytyjskiej gazecie "Observer" jeden z czołowych generałów Ukrainy na południu, generał brygady Oleksandr Tarnawski. Powtórzył w ten sposób komunikat wydany przez rzecznika prasowego Białego Domu Johna Kirby'ego, który przyznał, że zaobserwowano pewne postępy na froncie w Zaporożu.

Linia Robotyne-Werbowe-Nowoprokopiwka, gdzie toczą się najcięższe walki najeżona jest rosyjskimi umocnieniami. Pola minowe, pułapki antyczołgowe i okopy, a do tego miażdżący ogień artyleryjski  - to codzienność, z którą muszą mierzyć się Ukraińcy.

W rezultacie, walki przybierają czasem tak gwałtowny charakter, że poszczególne jednostki ukraińskie nie mają świadomości, w jakim położeniu znajdują się ich partnerzy bijący się z Rosjanami na innych odcinkach.

Świadczyć o tym mogą komunikaty, które BBC odebrała od ukraińskich wojskowych.

W sobotę 46. Brygada Powietrzno-Szturmowa przekazała BBC, że walki w pobliżu "pierwszej linii" trwają, ale nikt jeszcze nie zdołał przełamać umocnień.

Tymczasem już 26 sierpnia agencji Reutera, przedstawiciele jednostki "Skała" zakomunikowali, że przedarli się przez pierwszą linię. W niedzielę potwierdzili te informacje i przyznali, że "prą dalej naprzód". "Dosłownie przechodzimy przez Zaporoże. Idziemy w kierunku morza" - przekazał jeden z przedstawicieli "Skały" w wiadomości głosowej. 

Tę łatwość z jaką jednostka pokonuje kolejne odcinki, można jednak spróbować wytłumaczyć racjonalnie. "Skała" jest batalionem rozpoznawczym. Jego zadaniem jest pozostawanie niezauważonym na tyłach wroga i prowadzenie stamtąd akcji dywersyjnych. Jednostka zajmuje się też rozpoznaniem bezzałogowym. Operuje więc dronami i zapewnia widoczność głównym siłom Ukrainy.

Rosja jest zaniepokojona. Taki był plan Ukraińcow

Fakt, że Rosjanie potrafią utrzymać się pod naporem wojsk ukraińskich, dowodzi, że Moskwa odrobiła lekcję z września ubiegłego roku i błyskawicznej kontrofensywy. Teraz jednak Kreml zdaje sobie sprawę z tego, że sytuacja na froncie zaczyna wymykać się spod kontroli. To nie wróżenie z fusów, tylko realna ocena wydarzeń.

Na front Rosja skierowała elitarną 76. Dywizję Desantowo-Szturmową (GAAD) - według wielu źródeł najlepiej wyszkolonych żołnierzy, którymi dysponuje Władimir Putin. ISW informowało także, że z obwodu chersońskiego na odsiecz wojskom w Zaporożu ruszyła 7. Dywizja Górskiej WDW Gwardii.

Kolejne przemieszczenie wojsk z flank w kierunku zaporoskim "sugeruje rosnące obawy Rosji o stabilność obrony" - twierdzą analitycy z ISW.

Owo "zaniepokojenie" to być może efekt planu Kijowa, o którym mówiło się od przynajmniej dwóch miesięcy. Ukraińcy chcą zmusić Rosjan do nieustannego przemieszczania jednostek z jednego odcinka na drugi, by punktowo niszczyć najgroźniejsze formacje, bez narażania się na decydującą bitwę.

"Próbujemy zaangażować i wyczerpać ich rezerwy" - przyznaje zresztą Serhij Kuzan z Ukraińskiego Centrum Bezpieczeństwa i Współpracy, kijowskiego think tanku blisko powiązanego z wojskiem.

Jest szansa na przyspieszenie?

Tymczasem w rozmowie z BBC, doradca prezydenta Ukrainy Ołeksandr Rodnianski twierdzi, że przyspieszenie działań na froncie jest kwestią realną.

Ta informacja jest teraz jawna. Przechodzimy przez linie obrony Rosji. Jak mówią nasi generałowie, druga i trzecia linie obrony nie są tak dobrze bronione. Są mniej szczelne i ich przekroczenie nie będzie tak trudne - powiedział dla brytyjskiej stacji.

Dodał także, że nadszedł właściwy moment, by "wykorzystać cały nowoczesny sprzęt przekazany przez NATO, by uzyskać przewagę i przyspieszyć postępy".

Rodiański zaznacza: Rosjan nie wolno nie doceniać. Mieli bowiem wystarczająco dużo czasu na przygotowania i czas ten wykorzystali prawie optymalnie.

Prawie - bo zdaniem generała Tarnawskiego, Moskwa nie sądziła, że Ukraińcy przedrą się przez pierwszą linię obrony, na której stworzenie przeznaczono około 60 proc. zasobów zgromadzonych na budowę całej trzypoziomowej sieci fortyfikacji.

Według idealnego scenariusza, wojska Kijowa chciałyby dotrzeć do Morza Azowskiego i przeciąć rosyjski "most lądowy" na Półwysep Krymski.

Jeśli tak się nie stanie Ukraińcy chcą przynajmniej przeciąć linie zaopatrzenia, które pozwalają siłom rosyjskim utrzymywać obronę w południowej części obwodu chersońskiego, między rzeką Dniepr a Krymem.

Kluczowe w tym wypadku mogą okazać się przejęcie kontroli nad linią kolejową prowadzącą przez Tokmak (Zaporoże) i dotarcie do autostrady M-14, którą Rosjanie przesyłają 70 proc. swoich dostaw na front.

Od M-14 wojska Ukrainy dzieli jednak 80 kilometrów umocnień i linii obronnych okupanta. 

Misja wojsk Kijowa, to zdążyć przed zimą.