Mija tydzień od ukraińskiej operacji specjalnej "Pajęczyna", w wyniku której siły Kijowa uszkodziły bądź zniszczyły ok. 40 rosyjskich samolotów na czterech lotniskach wojskowych. Rosjanie zdają sobie sprawę, że zostali upokorzeni na oczach całego świata i z całą pewnością czują żądzę zemsty. Amerykanie uważają, że odpowiedź może nastąpić w najbliższych dniach. Możliwe scenariusze budzą grozę.
Równo tydzień temu, w niedzielę 1 czerwca, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy przeprowadziła na terytorium Rosji operację specjalną o kryptonimie "Pajęczyna". Była to niezwykle skomplikowana z logistycznego punktu widzenia akcja, którą Ukraińcy przygotowali przez 1,5 roku. Działania nadzorował sam prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, a dowodził nimi osobiście szef SBU Wasyl Maluk.
SBU najpierw przetransportowała do Rosji drony, a następnie mobilne drewniane kontenery. Już na terytorium Rosji bezzałogowce ukryto pod dachami kontenerów, przewożonych na ciężarówkach. W odpowiednim momencie dachy zostały zdalnie otwarte, a drony wyruszyły w kierunku wyznaczonych celów - rosyjskich samolotów strategicznych stacjonujących na czterech lotniskach wojskowych.
Efekt był piorunujący - Kijów podał, że ukraińskie drony trafiły 41 maszyn, niszcząc co najmniej 13 z nich. Inne szacunki mają Amerykanie - Reuters podał, powołując się na dwóch amerykańskich urzędników, że bezzałogowce SBU uderzyły w 20 rosyjskich samolotów, niszcząc ok. 10 z nich.
Rosjanie rzecz jasna zapowiedzieli, że z pełną mocą odpowiedzą na ukraińskie działania. W opinii komentatorów odpowiedź przyszła już 6 czerwca, kiedy siły rosyjskie przeprowadziły zmasowany atak rakietowo-dronowy na Kijów, zabijając trzy osoby. Za odpowiedź można by uznać również ostatnie ataki na Charków, miasto położone na północnym wschodzie Ukrainy.
Przypomnijmy, w sobotnią noc Rosjanie zaatakowali Charków 48 dronami typu Shahed-136/131, dwoma rakietami i czterema kierowanymi bombami lotniczymi, zabijając trzy osoby i raniąc kolejnych 17. Ukraińskie władze przekazały, że był to najpotężniejszy atak na Charków od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę. To nie był jednak koniec, bo tego samego dnia, tyle że wieczorem, Rosjanie ponownie przeprowadzili zmasowany atak na miasto.
Amerykanie uważają jednak, że Rosjanie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Sądzą, że groźba Moskwy dotycząca odpowiedzi na ukraińską operację specjalną "Pajęczyna" nie została jeszcze w pełni zrealizowana; twierdzą, że odpowiedzią będzie najprawdopodobniej zakrojony na szeroką skalę atak na wiele celów.
Według jednego ze źródeł Reutersa, który pisze o sprawie, nie jest jasne, kiedy nastąpi odpowiedź, ale może się to wydarzyć w ciągu kilku dni. Atak Moskwy, jego zdaniem, będzie asymetryczny; drugi rozmówca zasugerował, że Moskwa użyje do uderzenia rakiet i dronów.
Zachodnie źródło dyplomatyczne przekazało dziennikarzom Reutersa, że rosyjska odpowiedź "mogła już się rozpocząć", ale prawdopodobnie zostanie zintensyfikowana poprzez ataki na cele o dużym znaczeniu, takie jak budynki rządowe. Celem byłoby wysłanie Kijowowi jasnego sygnału.
Michael Kofman, amerykański analityk wojskowy mający wiedzę na temat rosyjskich sił zbrojnych, powiedział, że spodziewa się, iż Moskwa podejmie próbę ataku na siedzibę Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, która odegrała kluczową rolę w operacji specjalnej "Pajęczyna", bądź na inne budynki należące do służb, używając do tego rakiet balistycznych średniego zasięgu. Ekspert dodał, że Rosja może wziąć również za cel ukraińskie obiekty przemysłu zbrojeniowego.


