Władze Tunezji aresztowały grupę ludzi, którzy mogą mieć związek z krwawym zamachem w nadmorskim kurorcie Susa. W piątek zginęło ok. 40 osób, głównie Brytyjczyków.

Jak poinformował szef tunezyjskiego MSW Mohammed Nadżim Gharsali, funkcjonariusze nadal sprawdzają, czy zamachowcy przeszli szkolenie w libijskich obozach dla dżihadystów.

Do ataku terrorystycznego na hotel Imperial Marhaba przyznało się Państwo Islamskie. Zamachowiec, młody tunezyjski student, uzbrojony w kałasznikowa, otworzył ogień do ludzi na brzegu hotelowych basenów. Zginął zastrzelony przez policję. Według AFP napastników prawdopodobnie było dwóch, drugi został zatrzymany.


Znajdziemy wszystkich w to zamieszanych, czy to w strzelaninę, czy tylko w logistykę - powiedział Gharsali na konferencji prasowej, na której towarzyszyli mu szefowie MSW: W. Brytanii - Theresa May, Francji - Bernard Cazeneuve i Niemiec - Thomas de Maiziere.

May zapewniła, że "terroryści nie zwyciężą". Dodała, że "będziemy zjednoczeni bronić naszych wartości". Wtórował jej Cazeneuve, który podkreślił: "determinacja to klucz do naszego sukcesu w odniesieniu do tych, którzy organizują na nas zamachy. Wygramy tę wojnę".

De Maiziere oświadczył, że wizyta szefów MSW trzech krajów ma na celu "pokazanie młodej demokracji (tunezyjskiej), iż wolność jest silniejsza od terroryzmu. I będziemy wspólnie pracować, by terroryści nie mieli ostatniego słowa".

Według tunezyjskiego ministerstwa zdrowia nie zakończono jeszcze identyfikacji ofiar. Według BBC co najmniej 30 z zabitych to Brytyjczycy.

Tysiące turystów opuściły w sobotę i w niedzielę Tunezję po ataku w luksusowym turystycznym ośrodku Mina al-Kantawi, położonym 10 km na północ od centrum Susy. Jest to specjalnie wybudowany w 1979 roku ośrodek z nowoczesną mariną jachtową na ponad 300 łodzi i polami golfowymi.

(j.)