Śledztwo w sprawie rosyjskiej rakiety Ch-55 odnalezionej w okolicach Bydgoszczy zostało odebrane wojskowym prokuratorom i przejęte przez Prokuraturę Krajową. PK potwierdziła wcześniejsze nieoficjalne ustalenia dziennikarzy RMF FM. Chodzi o postępowanie prowadzone od końca kwietnia przez wydział wojskowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, którego podstawą jest spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia w wielkich rozmiarach.

Incydentem zajmą się śledczy z mazowieckiego wydziału Prokuratury Krajowej, którzy prowadzą już wielkie postępowanie dotyczące rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Sprawa zostanie włączona właśnie do tego śledztwa. 

Działanie śledczych formalnie będzie odrębne i będzie dotyczyło tylko szczątków obiektu latającego, ujawnionych w lesie pod Bydgoszczą, ale zajmie się nim właśnie grupa prowadząca niezwykle skomplikowane śledztwo ws. rosyjskiej agresji na Ukrainę. 

Jako zdarzenie mające związek z inwazją i działaniami wojennymi wobec Ukrainy - wyjaśniał dziennikarzowi RMF FM Mateuszowi Chłystunowi rzecznik Prokuratury Krajowej Łukasz Łapczyński. 

Zebrany dotychczas materiał dowodowy zostanie wykorzystany przez śledczych, ale niewykluczone, że w ramach tej sprawy zlecą oni dodatkowe ekspertyzy. 

Jak ustalili reporterzy RMF FM, powodów tej decyzji szefostwa polskiej prokuratury jest kilka. To m.in. waga sprawy, specjalistyczna materia do wyjaśnienia, a także duża liczba świadków do przesłuchania. 

Śledztwo w sprawie rosyjskiej inwazji i zbrodni państwa Putina w Ukrainie toczy się w Warszawie od ponad roku. Nadzór nad nim ma prokurator krajowy Dariusz Barski.  W ramach tego śledztwa przesłuchano ponad 1700 świadków. 

Rosyjska rakieta znaleziona w lesie pod Bydgoszczą

Pod koniec kwietnia minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro poinformował, że w okolicach Zamościa, ok. 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Natknęła się na niego w lesie przypadkowa osoba. Podkreślono, że sytuacja nie zagraża bezpieczeństwu mieszkańców. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła w tej sprawie śledztwo.

W ub. tygodniu szef MON Mariusz Błaszczak oświadczył, że podległe Dowódcy Operacyjnemu Rodzajów Sił Zbrojnych Centrum Operacji Powietrznych-Dowództwo Komponentu Powietrznego otrzymało 16 grudnia ub.r. od strony ukraińskiej informację o zbliżającym się w stronę Polski "obiekcie, który może być rakietą". Dodał, że "procedury i mechanizmy reagowania ws. obiektu znalezionego pod Bydgoszczą zadziałały prawidłowo do poziomu Dowódcy Operacyjnego", który nie poinformował go, "ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej".

Prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś poinformował natomiast, że NIK wszczęła kontrolę w MON i kilku innych instytucjach po tym, jak pod Bydgoszczą spadła rosyjska rakieta. Kontrolerów ma interesować głównie kwestia procedur wdrożonych w ramach reakcji na ten incydent, a także komunikacja między szefem resortu obrony i najważniejszymi generałami.