"Była tylko jedna możliwa decyzja - po prostu nie wchodzić tam, gdzie nas nie chcą" - relacjonuje dla RMF FM z Lukli w Nepalu himalaista Rafał Fronia. Złożony z 11 osób zespół Polskiego Himalaizmu Zimowego w przyszłym tygodniu ma wrócić do kraju po przerwanej wyprawie na czwarty co do wysokości szczyt Ziemi. Wejście na Lhotse nie było możliwe z przyczyn bezpieczeństwa. Ekspedycja została zakończona ze względu na bardzo trudne warunki panujące na icefallu - niebezpiecznym i poprzecinanym szczelinami lodowcu, który trzeba pokonać w drodze do wyższych obozów. Nad drogą w kierunku szczytu wisi serak, czyli wielotonowa bryła lodu, która w każdej chwili może się oderwać. "Myślę, że jak to spadnie, to będą problemy" - podsumowuje Fronia.

W niedzielę decyzję o zakończeniu ekspedycji podjął kierownik wyprawy Marcin Kaczkan. Mając na względzie bezpieczeństwo uczestników i brak szans na osiągnięcie szczytu, jedyną racjonalną i słuszną decyzją jest ta o zakończeniu wyprawy - napisano w komunikacie PHZ. 

W czwartek uczestnicy polskiej ekspedycji na Lhotse zameldowali się w Lukli, skąd wspinacze drogą lotniczą wrócą do stolicy Nepalu - Kathmandu, a stamtąd do Polski. Skończyliśmy wyprawę. Na chwilę obecną cały zespół jest już w Lukli. Jesteśmy bezpieczni. Przeszliśmy przez całe Solukhumbu. Nie wszystko zależało od nas. W moim odczuciu nie dało się zdobyć ani Mount Everestu, ani Lhotse, ani w ogóle wejść do Kotła - mówi dla RMF FM uczestnik wyprawy Rafał Fronia. Najpierw było dużo przygód związanych z poręczowaniem i z układaniem drabin przez icefall doctorów, którzy nie bardzo wywiązywali się ze swojej pracy. Nie wiedzieliśmy za bardzo, o co chodzi. Potem trochę mleko się wylało. Z ramienia Everestu wisi wielki serak. Z dołu to wyglądało trochę tak, jak taka pchełka wisząca nad drogą, ale ta pchełka ma wielkość 12-piętrowego wieżowca. Myślę, że jak to spadnie, to będą problemy. Teraz można było ryzykować, oczywiście. Przechodzimy pod serakiem, serak nie spadnie, ale wtedy, kiedy będziemy w Kotle i gdyby on tak naprawdę spadł, bylibyśmy odcięci od świata. Była więc tylko jedna możliwa decyzja - po prostu nie wchodzić tam, gdzie nas nie chcą - relacjonuje.

Większość wypadków w górach to tak naprawdę jest błąd człowieka. Niedoszacowanie jakichś zagrożeń, zlekceważenie czegoś, a jednak to jest wyprawa unifikacyjna przed przyszłoroczną zimową wyprawą na K2. Najważniejsze jest to, żebyśmy wrócili wszyscy razem do domu i to się stało. Jesteśmy bezpieczni, a góra? Zacytuję Krzysztofa Wielickiego: "Góra jak stała, tak stoi". Poczeka na nas za rok, za dwa, za pięć. To jeszcze młody skład. Wrócimy tu. Może nie na południową ścianę, ale wrócimy. Tak więc niebawem spotkamy się w kraju, a potem znowu w góry - podsumowuje Fronia.

Przygotowania do zimowego K2

Członkowie wyprawy programu Polski Himalaizm Zimowy dotarli do bazy pod Lhotse 7 września. W składzie ekspedycji na czwarty co do wysokości szczyt Ziemi znaleźli się: Marcin Kaczkan (kierownik wyprawy), Rafał Fronia (zastępca kierownika), Mariusz Grudzień (medyk wyprawy), Oswald Rodrigo Pereira (rzecznik wyprawy), Wadim Jabłoński, Bartosz Ziemski, Mariusz Lange, Piotr Krzyżowski, Mariusz Hatala, Maciej Kimel i Piotr Hercog.

Wyprawa miała być pierwszym etapem przygotowań do zaplanowanej na sezon 2020/2021 kolejnej zimowej ekspedycji na K2.

Opracowanie: