Rejestrator prędkości jednego z pociągów, które rozbiły się pod Szczekocinami, uległ zniszczeniu w katastrofie. Mimo to udało się odczytać zapisane tam dane. To nowe ustalenia ze śledztwa.

Potwierdzam, że jedno z urządzeń było uszkodzone - mówi reporterowi RMF FM Marcinowi Buczkowi prokurator Tomasz Ozimek z prokuratury w Częstochowie. Podkreśla jednak, że mimo to biegli nie mieli problemów z odczytaniem zapisanych tam danych. Chodzi o prędkość i drogę hamowania lokomotywy. To dla śledztwa bardzo ważne ustalenia. Drugie z zabezpieczonych urządzeń jest w dobrym stanie.

Prokuratura wciąż nie ujawnia, co konkretnie udało się odczytać z rejestratorów.

Ranni ciągle w szpitalach

W katastrofie zginęło 16 osób, ponad 50 zostało rannych. Ponad miesiąc po wypadku w szpitalach nadal jest pięć osób. Najcięższy jest stan młodej kobiety, która z licznymi i poważnymi obrażeniami leży na oddziale intensywnej terapii w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

Dzisiaj zmieniło się miejsce odbierania rzeczy należących do pasażerów, które znaleziono w miejscu katastrofy. Z komendy policji w Zawierciu przewieziono je do komendy wojewódzkiej w Katowicach. Rzeczy - wśród których są m.in. ubrania, sprzęt elektroniczny, a nawet para nart - można teraz odbierać od poniedziałku do piątku między godziną 8 a 15. Przed przyjazdem warto jednak najpierw zadzwonić pod numer 32 200 27 70.

Zarzuty usłyszy dyżurny ruchu. Wciąż go nie przesłuchano

Do katastrofy pod Szczekocinami doszło 3 marca wieczorem. Na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wschodnia - Kraków Główny.

Prokuratorzy zdecydowali o postawieniu zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej dyżurnemu ruchu ze Starzyn. To na tym posterunku krótko przed katastrofą doszło do awarii zwrotnicy. Nasz dziennikarz dotarł do nagrania rozmowy pomiędzy dyżurnym ze Starzyn a jego koleżanką z sąsiedniej stacji w Sprowie. Z rozmowy wynikało, że obydwoje wiedzieli, iż w Starzynach nie działa zdalne sterowanie zwrotnicą. Andrzej N. miał więc przestawić zwrotnicę ręcznie. Niestety skierował pociąg na niewłaściwy tor, przez co doszło do czołowego zderzenia składów.

Mężczyzny ciągle nie przesłuchano, bo 13 marca sąd skierował go na czterotygodniową obserwację psychiatryczną. Andrzej N. jest w jednej z placówek na Śląsku, a lekarze nie zgadzają się na przesłuchanie go.