"To szansa dla Tunezji, która jest ostatnim bastionem arabskiej demokracji" - tak Pokojowego Nobla dla czterech organizacji - komentuje Jerzy Haszczyński, autor książki o rewolucjach arabskich. I dodaje, że "za nagrodą musi iść większe zainteresowanie świata".

Romuald Kłosowski RMF FM: Kwartet na rzecz Dialogu Narodowego nie był dotąd powszechnie znany w Europie.

Jerzy Haszczyński: To grupa czterech organizacji. Jedna z nich, UTICA to konfederacja przemysłowców, rzemieślników, handlowców. Gdy upadał reżim Ben Alego - do ostatnich chwil stała po jego stronie i nawet następnego dnia po jego - jak się okazało - ostatnim przemówieniu - nagle zaoferowała kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy, aby powstrzymać młodych Tunezyjczyków przed wychodzeniem na ulice. Na rynku pojawiły się oferty, które wcześniej były dostępne dla elit. Potem ta organizacja zrozumiała, że wiatr przemian wieje w innym kierunku i stała się jedną z tych, które doprowadziły do tego, że Tunezja jest jedynym krajem, w którym doszło do Rewolucji Arabskiej, a w którym można mówić, że nie wszystko zostało stracone. Że coś pozytywnego z tych rewolucji zostało. Że możemy mówić o demokratyzacji. Jest to kraj niezwykły także pod tym względem, że w jego rządzie zasiadają przedstawiciele zarówno partii skrajnie lewicowych, liberalnych, feministek, dawnego reżimu, a także - zwalczanego przez ten reżim odpowiednika Bractwa Muzułmańskiego. Czyli zasiadają tam także islamiści. Udało się tam tych wszystkich ludzi razem ze sobą posadzić.

Pierwsza myśl, gdy dowiedział się pan o tym, kto otrzymał w tym roku Pokojową Nagrodę Nobla?

Pierwsza? Że nikt tego nie przewidział. Druga - ale to dobrze, że nie przewidział, bo Tunezji należy się wsparcie. Bo jest to kraj, gdzie nie wszystko jest jeszcze stracone. To ostatni bastion arabskiej demokracji; ostatni bastion, gdzie wartości rewolucji sprzed przeszło czterech lat się zachowały. Jedyną słabością jest to, że jest to konglomerat organizacji, nie widać twarzy tego projektu. Trudno pokazać ten pozytywny wizerunek poprzez jakąś osobę, nazwisko.

Ale wiemy, że chodzi o walkę o prawa człowieka.

Jedna z tych organizacji to klasyczna formacja zajmująca się prawami człowieka. Coś w rodzaju miejscowej Fundacji Helsińskiej. Druga organizacja to Związek Adwokatów. To szalenie zasłużona instytucja dla demokratyzacji, dla samej rewolucji. Wielu adwokatów, często wykształconych we Francji, czy innych krajach zachodnich, stało na czele tej rewolucji i bardzo pomagało ludziom, którzy mieli trudności. Pomagali rewolucjonistom. Robili to w momencie, kiedy nie było jeszcze wiadomo, że ta rewolucja wygra. Poza tym jest wielka Centrala Związków Zawodowych, która istniała też w czasach dyktatury, ale zrozumiała jakie są interesy pracowników po upadku Ben Alego. No, i wspomniana już organizacja, która ma francuski skrót UTICA, konfederacja rzemieślników, kupców i rzemieślników. Organizacja, która do ostatniej chwili popierała dyktatora.

Ale to nie są oportuniści?

Pewnie częściowo są, ale można ich nazwać realistami. Zresztą w Tunezji wielu zwolenników, czy uczestników rewolucji zrozumiało, że szansą jest znalezienie jakiegoś kompromisu. Ale trzeba też pamiętać, że najważniejsze osoby z dawnego reżimu zostały odsunięte. To chyba najrozsądniejszy wariant rozliczenia się z przeszłością. 

A co ta nagroda oznacza teraz dla Tunezji, w ich położeniu?

Nie mogą już być bardziej demokratyczni. Ich sąsiedzi - Libijczycy, są w kompletnym chaosie, o żadnej demokracji w najbliższym czasie nie można mówić; w Egipcie nastąpiła kontrrewolucja, a obecna dyktatura jest nawet bardziej opresyjna, niż w czasach obalonego cztery lata temu Mubaraka. Obok jest jeszcze Algieria, gdzie rewolucji nie było, ale system się nie zmienia od lat. Tunezja to jedyne miejsce w arabskiej Afryce Północnej, gdzie możemy mówić, że demokracja istnieje i ma szanse na przeżycie. Chociaż zagrożenie jest duże. Trzeba pamiętać, że Tunezja to biedny kraj i on nie zaspokoi tych celów, które popchnęły ludzi do wyjścia na ulice. Cztery lata temu nie można tam było zrealizować normalnego modelu arabskiej rodziny, gdzie młody człowiek ma pracę i jest w stanie utrzymać żonę i dzieci. To się wciąż nie zmieniło i wielu młodych ludzi ulega wpływom dżihadystycznym. Tunezja to z jednej strony piękny wzorzec demokratyzacji, z drugiej - jest też miejscem, z którego pochodzi chyba największa w przeliczeniu na liczbę mieszkańców - grupa dżihadystów walczących w Iraku i Syrii po stronie Państwa Islamskiego.

Także mieliśmy tego przykład w samej Tunezji.

Tak, choćby uderzenie w symbol beztroskich wakacji, czyli ataku samotnego wilka-dżihadysty na plaży, a nic tak nie odstrasza ludzi z Zachodu, jak fakt, że mogą tam stracić życie. To bardzo trudna walka, bo to nie jest kraj bogaty i utrzymanie bezpieczeństwa, zwalczanie terroryzmu jest szalenie trudne. Także ta nagroda symbolicznie jest wspaniała, ale za nią muszą iść już nie gesty, ale konkretne działania, wsparcie, może nawet finansowe.

* Jerzy Haszczyński - dziennikarz, autor książek, m.in. "Mój brat obalił dyktatora" o rewolucjach arabskich, szef Działu Zagranicznego "Rzeczpospolitej".