Poza informacjami służb wywiadowczych o przygotowaniach do ataku, żołnierze stacjonujący w bazach w Iraku otrzymali też ostrzeżenie bezpośrednie - mówi naszemu dziennikarzowi generał Waldemar Skrzypczak. Kilka godzin po przeprowadzeniu przez siły Iranu ataków na cele USA w Iraku iracki premier Adil Abd al-Mahdi powiedział, że niebezpieczny kryzys, do którego doszło w ostatnich dniach na Bliskim Wschodzie, grozi "niszczycielską wojną totalną" w Iraku, w regionie i na świecie.

Iran przeprowadził środowy ostrzał w odwecie za zeszłotygodniowy atak dronów USA w Bagdadzie, w którym zginął gen. Kasem Sulejmani, dowódca elitarnej irańskiej jednostki wojskowej Al-Kuds.

Według irańskiej telewizji państwowej w środowym ataku zostało zabitych 80 osób - jak to ujęto - "amerykańskich terrorystów"; "poważnie uszkodzone zostały" śmigłowce i sprzęt wojskowy.

Gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca polskiego kontyngentu w Iraku w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym wyjaśniał, jak wyglądają zabezpieczenia amerykańskich baz. Jak mówił, same bazy to zamknięte miasteczka kontenerów, magazynów i bunkrów, otoczone kilkumetrowymi murami i kilkusetmetrową strefą bezpieczeństwa, do której nikt z otoczenia nie ma wstępu.


Bezpośrednie ostrzeżenie o nocnym ataku rakietowym przyszło na kilka minut przed uderzeniem, co pozwoliło żołnierzom zejść do schronów na czas. Moment startu został wykryty przez satelity i czas lotu tych rakiet to jest 5 do 10 minut - wyjaśniał.

Amerykanie na tym terenie nie mają systemów obrony przeciwrakietowej. To są rakiety, które miały niską trajektorię lotu i one były dla systemów przeciwrakietowych, które Amerykanie mają, nieosiągalne - dodał.

Ostrzeżenie - jak mówił nam gen. Skrzypczak - dotyczyło wszystkich kilkunastu baz w Iraku.

Według naszego rozmówcy, ani Irańczykom, ani Amerykanom nie zależy na eskalacji konfliktu. Uważa on, że irański atak rakietowy na bazy USA w Iraku był nieunikniony, jednak obie strony zdają sobie sprawę z nieobliczalnych następstw zaogniania konfliktu. Zdaniem gen. Skrzypczaka, wielką rolę ma dziś do odegrania prezydent Stanów Zjednoczonych.

Trump musi podjąć decyzję o wyprowadzeniu wojsk amerykańskich z Iraku, ponieważ ta misja straciła już sens. Obawiam, że Amerykanie mogą stanąć niedługo przed faktem ogólnonarodowego powstania przeciwko Amerykanom, co spowoduje, że i tak i tak będą musieli wyjść. Czy wyjdą z Iraku pokojowo, czy w walce - to teraz wszystko zależy od prezydenta Trumpa - oświadczył gen. Skrzypczak w RMF FM.

Generał przypomina, że iracki parlament nie chce na terytorium swojego kraju obcych wojsk. Także Polska powinna to uszanować - mówi Waldemar Skrzypczak.

"Atak to policzek wymierzony USA"

Iracki premier przyznaje, że został uprzedzony przez Iran o ataku na bazy na terenie swojego kraju. Abdul Mahdi twierdzi, że rozmówca nie podał konkretnych celów, ale zapewnił, że celem będą jedynie amerykańscy żołnierze. Oprócz rozmówcy z Iranu do Abdula Mahdiego miał zadzwonić przedstawiciel amerykańskiej administracji informując go o rakietach spadających na bazy w Ibrilu i w Al Asad. Iracki premier twierdzi, że nie ma ofiar wśród irackich żołnierzy ani wśród żołnierzy koalicji.

W nocy z wtorku na środę amerykańska baza lotnicza Al Asad w pobliżu miasta Hit w środkowym Iraku oraz lotnisko wojskowe Irbilu w irackim Kurdystanie zostały ostrzelane pociskami wystrzelonymi z terytorium Iranu. Na obie bazy spadło ponad tuzin pocisków.

Najwyższy przywódca duchowo polityczny Iranu ajatollah Ali Chamenei nazwał atak "policzkiem wymierzonym Stanom Zjednoczonym", a same USA wrogiem Iranu.

Chamenei, który jest pierwszą osobą w państwie, zażądał od USA, aby ich siły zbrojne wyszły z Bliskiego Wschodu. Według niego, amerykańska obecność w tym regionie jest źródłem korupcji.