Chcesz studiować na więcej niż jednym kierunku? Będziesz musiał za to zapłacić. Takie rozwiązanie znalazło się w projekcie ustawy o szkolnictwie wyższym, którym zajmuje się dzisiaj Sejm. Zwolnieni z opłat byliby tylko najlepsi studenci, ale nie wszyscy. Opozycja mocno krytykuje projekt.

Co o tych propozycjach mówią najbardziej zainteresowani i ekonomiści? Studenci z Uniwersytetu Warszawskiego, z którymi rozmawiał nasz reporter Paweł Świąder, podkreślają, że ukończenie kilku kierunków pomaga w znalezieniu ciekawej pracy. Dlatego o odpłatności za drugi kierunek studenci mówią krótko: To jest bzdura. Są studenci, którym zależy na tym, żeby mieć ukończonych jak najwięcej fakultetów, a nie stać ich na to, żeby studiować drugi kierunek i płacić za niego.

Innego zdania jest Rafał Antczak z Deloitte. Nie widzi powodu, by państwo fundowało studentom kolejne kierunki. Twierdzi, że dzięki zmianom studenci będą je wybierać bardziej świadomie i odpowiedzialnie.

Liczba studentów może się wprawdzie zwiększyć, ale to wzmocni konkurencję między szkołami, co w efekcie też powinno wyjść studentom na dobre.

Opozycja na nie

Ustawę o szkolnictwie wyższym, która - w założeniu minister Barbary Kudryckiej - ma podnieść jakość kształcenia - krytykuje opozycja. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych zapisów jest właśnie ten o odpłatności za drugi kierunek studiów.

Krystyna Łybacka z SLD o pomyśle, by tylko 10 procent studentów mogło bezpłatnie uczyć się na drugim kierunku, mówi wprost: Jak jest dobry student i chce studiować na drugim kierunku, to trzeba przyklasnąć! On inwestuje w siebie. 10 procent będzie oznaczało tyle, że na jednej uczelni będą studiowały na drugim kierunku miernoty, bo się zmieszczą w 10 procentach, a na innej będzie 12 procent i te dwa procent odpadnie tylko dlatego, że jest limit 10 procent. Absurdalne zupełnie.