Rozrzucone na obszarze prawie jednego kilometra kwadratowego szczątki rządowego tupolewa, wiszące na drzewach fragmenty samolotu, nieuszkodzone przewody trakcji elektrycznej - to zaledwie kilka informacji znajdujących się w rosyjskim dokumencie ujawnionym w najnowszym numerze miesięcznika "Nowe Państwo".

Dokument o nazwie "Protokół Oględzin Miejsca Zdarzenia" został wykonany w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. w godzinach 15.05-20.12. Podpisali go urzędnicy ze smoleńskiego oddziału Komitetu Śledczego przy Prokuraturze Generalnej Federacji Rosyjskiej oraz dwóch świadków. Do dokumentu dołączono odręcznie sporządzoną mapkę.

W dokumencie szczegółowo opisano miejsce katastrofy oraz obszar - blisko jeden kilometr kwadratowy - na którym znajdują się fragmenty samolotu. "Przewody linii elektroenergetycznej nie są uszkodzone. Wzdłuż drogi Smoleńsk-Pieczersk również w kierunku z południa na północ znajduje się wąwóz o szerokości ok. 2-3 m, wewnątrz którego na odcinku ok. 20-25 m są porozrzucane metalowe fragmenty samolotu różnej wielkości" - czytamy w rosyjskim dokumencie.

Nie ma w nim opisu brzozy, o której mówili członkowie komisji MAK-u oraz komisji Millera. Dokument wspomina natomiast o innych uszkodzonych drzewach, w tym także brzozach.

"Śledczy rosyjscy identyfikują natomiast jakieś trzy brzozy. Pierwszą - 1400 m od miejsca, w którym upadły największe części tupolewa. Według dokumentu została ona ułamana na wysokości 17 m. Taka brzoza nie była opisywana w żadnej dotychczasowej relacji. Następnie śledczy opisują drugą brzozę, stojącą dużo dalej i złamaną na wysokości 4 m. Wreszcie, po przejściu pewnej odległości, śledczy opisują trzecią brzozę złamaną na wysokości 1 m od góry. To drzewo stoi na miejscu, które wówczas zidentyfikowano jako działkę pana dr. Bodina. Według polskiej komisji miała ona być złamana na wysokości 5 m, a wersja rosyjska, przedstawiona w filmie National Geographic, mówi o 11 m" - mówi w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie" Antoni Macierewicz.

Jak zauważa "GPC", sporządzony przez Rosjan opis pokrywa się z zeznaniami naocznych świadków, m.in. tych, którzy byli na miejscu w momencie katastrofy lub zaraz po niej - załogi jaka-40 oraz funkcjonariuszy BOR-u. BOR-owcy przyjechali z Katynia (gdzie miały się odbywać uroczystości) do Smoleńska natychmiast po otrzymaniu informacji o katastrofie.

"Pierwsze dokumenty z oględzin miejsca wypadku, urzędowo potwierdzone, przeczą całej historii opisanej zarówno przez panią Anodinę, jak i pana Millera. To może być podstawa do wszczęcia przeciwko nim procesu o sfałszowanie dokumentu państwowego" - mówi "Gazecie Polskiej Codziennie" Antoni Macierewicz.

INTERIA.PL/Gazeta Polska Codziennie