Największe od 30 lat zaciskanie pasa we Francji - zapowiedziane przez rząd w Paryżu - niepokoi wielu pracujących tam Polaków. Rekordowe bezrobocie, ostre kryzysowe cięcia budżetowe i zapowiadane podwyżki podatków powodują, że kraj ten staje się coraz mniej atrakcyjny dla naszych rodaków.

Jeszcze nie tak dawno pod Polskim Kościołem w Paryżu aż roiło się od naszych rodaków szukających pracy. Teraz plac przed świątynią coraz częściej świeci pustkami. Wcześniej już rano, około godziny ósmej czy dziewiątej, była tu zawsze grupka Polaków chętnych do pracy. Oglądali wywieszane oferty pracy, pytali wchodzących do kościoła ludzi, czy nie potrzebują ludzi do remontów lub na budowę. Teraz jest czasami tylko kilka osób, a najczęściej w ogóle nikogo nie ma. Wielu ludzi woli jechać szukać pracy na przykład do Niemiec - tłumaczy korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi 32-letni Rafał, który od wielu lat pracuje w Paryżu.

Francuzi muszą mocno zacisnąć pasa

Nie tylko nasi rodacy odczuwają pogłębiające się gospodarcze kłopoty Francji. "Szok", "Wszyscy zostaną uderzeni po kieszeni!" - takie tytuły ukazywały się we francuskiej prasie po ogłoszeniu przez tamtejszy rząd drastycznych cięć budżetowych i podwyżek podatków w związku z pogłębiającym się kryzysem. Komentatorzy podkreślają, że w przyszłym roku wszyscy Francuzi będą musieli walczyć o uzdrowienie finansów publicznych - największe podwyżki podatków czekają 10 procent najbardziej zamożnych obywateli, ale więcej płacić będą nawet emeryci. W sumie kryzysowa reforma fiskalna przynieść ma państwu ponad 20 miliardów euro. Świadczenia socjalne zredukowane zostaną o dwa i pół miliarda euro. Jak jednak podkreśla prasa, najgorszy jest fakt, że to wszystko może okazać się niewystarczające. Rządowy projekt budżetu zakłada bowiem, że w przyszłym roku wzrost gospodarczy we Francji sięgnie 0,8 procent PKB. Wielu ekspertów ostrzega zaś, że przewidywania te mogą okazać się zbyt optymistyczne.

To budżet, by walczyć z długiem, który nie przestaje rosnąć - ogłosił premier Jean-Marc Ayrault po piątkowym posiedzeniu rządu. Wskazał, że dług Francji wzrósł w ciągu pięciu lat z 64 procent do ponad 90 procent PKB. Musimy rozpocząć redukcję długu, by obniżyć koszty pożyczek na rynkach - podkreślał. Przyjęty przez socjalistyczny rząd projekt budżetu zakłada wzrost wpływów i redukcję wydatków, co ma przynieść państwowej kasie w sumie 36,9 mld euro. Na tę kwotę mają złożyć się między innymi: 20 mld euro z nowych obciążeń, którymi obłożone będą gospodarstwa domowe i  przedsiębiorstwa (po 10 mld euro), 10 mld euro oszczędności w wydatkach państwa oraz 2,5 mld oszczędności w ubezpieczeniach zdrowotnych.

W ramach 10 mld euro dodatkowych opłat od gospodarstw domowych, 3,5 mld pochodzić będzie ze wzrostu podatków od dochodów, a miliard ma wpłynąć w ramach podatku solidarnościowego od bogactwa.

Zdaniem premiera Ayraulta, przyszłoroczny budżet umożliwi realizację celu, jakim jest redukcja deficytu z 4,5 procent obecnie do 3 procent PKB. Ekonomiści podkreślają jednak, że biorąc pod uwagę słaby wzrost gospodarczy i bezrobocie, wysiłki Francuzów, by zredukować deficyt budżetu będą "bezprecedensowe" i trudne do osiągnięcia. Redukcja deficytu o 1,5 punktu procentowego to coś nadzwyczajnego, to nigdy nie miało miejsca - podkreśla dyrektor narodowego centrum analiz CNRS, Elie Cohen.

Prezydent Francji Francois Hollande ocenił, że przyszłoroczny budżet to "najważniejszy od 30 lat" wysiłek Francji.