W czwartkowy poranek wraz z Michałem Dukaczewskim usłyszeliśmy rozkaz: "Nagrać generała Edwarda Gruszkę". Zadanie o tyle trudne, że dowódcę można było złapać i nagrać jedynie w jednostce Operacyjnych Sił Zbrojnych w Warszawie.

Zadanie numer jeden: Przedrzeć się wozem satelitarnym przez najlepiej strzeżony obiekt wojskowy.

Czas operacyjny: 2 godziny do nagrania.

Umówiliśmy się telefonicznie z panem Generałem na godzinę 13. Mój rozmówca wykazywał niezwykły entuzjazm w związku z naszą akcją oraz odgrywaniem roli żołnierza. Jakiś czas po rozmowie z dowódcą, a na dwie godziny przed umówionym spotkaniem zadzwonił do mnie major Marek Pietrzak i wojskowym, ostrym tonem wymienił szereg procedur wjazdu i poruszania się po terenie jednostki wojskowej. Po tej rozmowie zaczęłam się obawiać, czy aby na pewno będziemy mogli swobodnie wjechać wozem satelitarnym, z całym jego sprzętem i okablowaniem oraz czy uda nam się zrealizować nagranie w takiej formie, jak wcześniej założyliśmy. 

Zadanie numer dwa: Przejść kontrolę wojskową.

Czas operacyjny: 5 minut do nagrania.

O tym, że zbliżamy się do obiektu wojskowego, wiedzieliśmy od momentu, gdy zauważyliśmy tereny odgrodzone od ulicy kolczastym drutem i wszechobecne informacje o zakazie wejścia i fotografowania. Wjazdu na teren jednostki strzegli żołnierze w pełnym umundurowaniu i z całkiem niemałymi karabinami w rękach. Przy szlabanie czekał już na nas pan major Pietrzak, który mimo poważnego tonu, okazał się miłym i uśmiechniętym oficerem. Poinformował nas gdzie mamy się udać po kontroli i sprawdzeniu naszych dokumentów.

Realizacja misji

Gdy Michał wyposażył mnie już w cały sprzęt niezbędny do nagrania, ruszyłam za majorem do budynku, w którym swój gabinet ma generał Gruszka. Był bardzo ciepły dzień. Pamiętam, że gdy mijałam tych wszystkich wojskowych w ciężkich butach i mundurach, współczułam im niepraktycznego stroju noszonego w taką pogodę.

Drzwi do gabinetu generała były zamknięte, a od asystentki dowódcy dowiedziałam się, że trwa jeszcze odprawa. To, co dało się zauważyć od razu po wejściu na teren jednostki, to wielkie zainteresowanie naszym projektem, ale także niezwykle pozytywne nastawienie wszystkich pracowników. Byłam częstowana smakołykami, proszona o wyjaśnienie idei nagrania. Zdążyłam nawet z pracownikami gabinetu generała wymienić poglądy na temat wyższości Koziołka Matołka nad współczesnymi, zachodnimi bajkami. I wtedy otworzyły się drzwi pokoju generała, a w nich powitał mnie serdecznie sam dowódca. O dziwo, zgodził się wykonywać wszystkie rozkazy takich żółtodziobów jak my. Mikrofon do ręki, słuchawki na uszy i... ognia! Zaczęliśmy nagranie -"dubelki, mocniej, głośniej". Generał bez najmniejszego wahania stosował się do wskazówek Michała. Gdy mieliśmy już gotowy materiał, pojawił się jeden mały problem - czy generał zgodzi się na zdjęcie z naszym pluszowym kozłem. Wszak to jednostka wojskowa! Dowódca założył marynarkę, poprawił odznaczenia, chwycił kozła i z szerokim uśmiechem zapozował na tle polskiej flagi. A mi, jak na złość, rozładowała się bateria w aparacie. Uprzejmie, ale w pośpiechu zaczęłam tłumaczyć, że w wozie transmisyjnym mamy ładowarkę, że podładuję akumulator aparatu i zaraz wrócę. Pan generał z jeszcze większym uśmiechem zaproponował, że uda się ze mną do wozu satelitarnego chociażby po to, żeby osobiście przywitać się z Michałem, którego dotychczas słyszał tylko w słuchawkach.

Czekając, aż aparat zadziała, pan generał opowiedział nam historię, że Koziołek Matołek jest mu na tyle bliski, że gdy przyjechali do niego znajomi z Kanady, jednym z pierwszych miejsce dokąd ich zabrał było właśnie Muzeum Koziołka Matołka w Pacanowie. Gdy aparat już zadziałał, generał Gruszka wyprostowany i dumny jak na wojskowym apelu zapozował z naszym koziołkiem. Jeszcze tylko uściski dłoni, podziękowania i zasalutowanie żołnierzom na wyjeździe.

Misja wykonana, panie generale!         

Karolina Bereza - asystent Redakcji RMF FM Warszawa