Tylko osiem wolnych miejsc intensywnej terapii było w piątek do południa w Krakowie. W całej Małopolsce - jedynie 20. To dramatyczne dane, a lekarze alarmują, że liczba hospitalizacji osób zakażonych koronawirusem wzrasta. Jak przyznaje w rozmowie z RMF FM doktor Wojciech Serednicki, najbliższy tydzień będzie bardzo ciężki.

Najbliższy tydzień będzie najtrudniejszy

Do tej pory na tysiąc chorych na Covid-19 do szpitala trafiało średnio około 30 osób. Teraz to ponad dwa razy więcej. 

Doktor Wojciech Serednicki, pełnomocnik wojewody małopolskiego do spraw intensywnej terapii, odpowiedzialny za walkę z Covid-19 w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Markiem Balawajdrem przyznaje, że sytuacja w Krakowie, jak i w całej Małopolsce jest bardzo zła. Zaznacza, że może dojść do sytuacji, że "trzeba będzie przyjmować pacjentów na oddziały, na których nie ma miejsc", bo po prostu nie ma gdzie wysyłać chorych. 

Tu jest, panie redaktorze, problem, ponieważ Śląsk ma gorszą sytuację od nas, Podkarpacie - również. Współpraca z innymi województwami łączy się transportem. Transport pacjenta na intensywną terapię rzędu dwóch godzin jest nierealny do wykonania - podkreśla.

System w regionie - jak tłumaczy - jest w tej chwili na granicy możliwości przyjęcia. W ciągu najbliższych kilku dni, tygodnia w mieście będą dodatkowe łóżka - zapewnia - ale to kwestia czasu, kwestia najbliższego tygodnia. I tego tygodnia najbardziej się boję - przyznaje. Czeka nas teraz tydzień lub 10 dni najtrudniejszych w historii tego miasta.

W jego ocenie jesteśmy na początku szczytu pandemii fazy trzeciej. 

Zgłaszają się zbyt późno

Duży wpływ na taki stan rzeczy (wysoką liczbę hospitalizacji) ma zachowanie samych chorych. Niestety pacjenci zgłaszają się do lekarza często za późno - podkreśla doktor Wojciech Serednicki. Wtedy - jak dodaje - czas hospitalizacji jest wydłużony. Nie da się zrobić terapii w ciągu pięciu, siedmiu dni. Czasami wymaga dwóch, trzech tygodni - mówi.

Ekspert podkreślił, że gdy pacjent trafia do lekarza w siódmej czy ósmej dobie od zakażenia, to arsenał środków, jakie mogą wykorzystać medycy, jest ograniczony. Jeżeli dochodzi do rozwoju powikłań wielonarządowych, jeżeli dochodzi do rozwoju sytuacji takich, w których pacjent jest już zakażony w zakresie dróg oddechowych nie tylko wirusem, ale również bakteriami, to niestety niewiele możemy zrobić - podkreśla i dodaje, że umierają coraz młodsi ludzie.

Jego zdaniem, gdy 30-, 40-, 50-latkowie trafiają pod opiekę lekarską dopiero w siódmej lub ósmej dobie od zakażenia, to mają mniejsze szanse na przeżycie. 


Przeczytaj całą rozmowę z doktorem Wojciechem Serednickim, pełnomocnikiem wojewody małopolskiego do spraw intensywnej terapii, odpowiedzialny za walkę z Covid-19.

Marek Balawajder: Panie doktorze, jak bardzo jest źle? Podobno od kilku dni jest pan przerażony i to przerażenie narasta? 

Wojciech Serednick: Jest bardzo źle, ponieważ cały czas mamy do czynienia z ogromnym natłokiem świeżych przyjęć i to ludzi statystycznie młodszych niż przy poprzedniej fali, statystycznie w gorszych stanach. Jest ich więcej w stosunku do rozpoznanych nowych zakażeń niż w poprzednich falach pandemii. Kiedyś szacowaliśmy: 2-1,5 procent przyjęć w stosunku do nowych rozpoznań przy pierwszej fali, 3-3,5 procent w drugiej, w tej chwili, mimo że czas ten jest krótki i pewnie ocena zafałszowana, wydaje się, że jest bliżej 8 procent nawet do 10 procent niekiedy.   

Mówiąc wprost, panie doktorze: do niedawna na 1000 osób zakażonych 30 trafiało do szpitala, teraz trafia 80? 

Tak, dokładnie. 

Czy to oznacza, że za chwileczkę rzeczywiście w Małopolsce nie będzie wolnych miejsc? 

Mam nadzieję, że będą. Cała nasza praca... 

Ale w tej chwili jaka jest sytuacja w Krakowie? Ile ma pan wolnych miejsc na intensywnej terapii? 

W tej chwili mamy 8 wolnych miejsc. A w Małopolsce - 20. 

Czy może dojść do zablokowania systemu? Czy to wszystko stanie? Nie będziecie mieli, gdzie w Małopolsce przyjmować i trzeba będzie pacjentów na Śląsk wysyłać? 

Tu jest, panie redaktorze, problem, ponieważ Śląsk ma gorszą sytuację od nas, Podkarpacie - również, więc nie mamy, dokąd wysłać pacjentów. Współpraca z innymi województwami łączy się transportem. Transport pacjenta na intensywną terapię rzędu dwóch godzin jest nierealny do wykonania. 

Będzie pan musiał zamykać szpitale, poszczególne oddziały, żeby tam robić intensywną terapię?

Będziemy musieli pacjentów przyjmować na oddziały, na których nie ma miejsc. Na warunki inne niż byśmy oczekiwali od szpitala, czyli na dodatkowe łóżka, dostawki, przystawki korytarze. Boję się tego. 

Pan mówi, że jest bardzo źle i będzie jeszcze gorzej. To wynika z tego, że rośnie liczba zakażeń. Ale rośnie też liczba ozdrowieńców i rośnie też liczba osób zaszczepionych. To nie pomaga? 

Nie pomaga, dlatego że liczba zakażonych osób rośnie bardziej niż liczba ozdrowieńców. Czas hospitalizacji, zwłaszcza jeżeli chory zgłasza się do szpitala zbyt późno, jest wydłużony i nie da się przeprowadzić terapii w ciągu 5-7 dni, czasami wymaga 2-3 tygodni. 

To prawda, że leczymy się w domu i trafiamy w siódmej, ósmej dobie od zakażenia do szpitala. A wtedy już lekarze są bezradni? 

Jesteśmy bezradni. Nasz arsenał środków jest o wiele mniejszy niż w pierwszej fazie zachorowania. Jeżeli dochodzi do rozwoju powikłań wielonarządowych, jeżeli dochodzi do rozwoju takich sytuacji, w których pacjent już jest zakażony w zakresie dróg oddechowych, nie tylko wirusem, ale również bakteriami, to niestety niewiele możemy zrobić. 

Umierają coraz młodsi? 

Tak, umierają coraz młodsi ludzi. 

Trzydziesto-, czterdziesto-, pięćdziesięciolatkowie jeśli trafiają do szpitala w siódmej, ósmej dobie mogą już mieć małe szanse na przeżycie? 

Możemy nie tyle małe, co mniejsze. Pośród tych młodych ludzi również są ludzie chorzy. To nie jest tak, że ktoś, kto ma 40 lat, jest ultra zdrowy, a ktoś, kto ma 60 - jest chory. Ludzie nie bardzo dbali o stan swojego zdrowia przez wiele ostatnich miesięcy. Często była to minimalna aktywność fizyczna, często nieleczone choroby przewlekłe, niezdiagnozowane, niepilnowane, nieleczone w sposób stały. W związku z tym ci ludzie trafiają do nas z zaostrzeniami choroby, powikłaniami infekcją SARS-CoV-2 i na to nakłada się zakażenie płuc lub niewydolność nerek, niewydolność wątroby. Często dochodzą do tego zwyczajne problemy wynikające z bardzo niskiej aktywności fizycznej. 

Co powinniśmy robić w takim układzie, jeśli ktoś jest zakażony? Obserwować, czy w którym momencie już zgłaszać do lekarza? Co trzeba robić, by nie przegapić tego momentu?

Trzeba zachować umiar. Bądźmy wyczuleni na wszystkie objawy neurologiczne - na drętwienie warg, języka, rąk, na zaburzenia postrzegania. Bądźmy bardzo wyczuleni na gwałtowne osłabienie, na gorączki - narastające z godziny na godzinę. Skontaktujmy się z lekarzem podstawowej opieki zdrowotnej, żeby z nim porozmawiać. W sytuacji, kiedy mamy wątpliwości, lepiej dwa razy zgłosić do szpitala, dać się zbadać niż czekać jeszcze jeden, jeszcze dwa, jeszcze trzy dni. Przypominam, że jedną z podstawowych cech choroby Covid-19 jest to, że człowiek nie odczuwa jak bardzo niedotleniony. I przypominam, że niedotlenienie w czasie prowadzi do uszkodzenia przede wszystkim komórek nerwowych.

Kiedy saturacja u zakażonego człowieka powinna nas niepokoić? Na jakim poziomie? 

Poniżej 94 uznajemy sytuację za patologiczną. W przypadku covid - jeżeli chory ma saturację poniżej 89, 88% to już jest niepokojący objaw, który powinien być zweryfikowany przez lekarz. 

94 to poziom, kiedy powinien nam bić dzwon?

94 oznacza, że jesteśmy na granicy wydolności prostych układów do pomiaru saturacji. Poniżej 94 zmiany pomiaru są bardzo już skokowe. 

Ma pan symulacje, jak w najbliższych dniach będzie to wyglądało?

Ja mam cały szereg takich symulacji: od optymistycznych po ultrapesymistyczne. 

A te realistyczne? 

Nie wiem, które to są realistyczne. Chciałbym powiedzieć, że w mojej ocenie jesteśmy na początku szczytu pandemii fazy trzeciej. W związku z tym czeka nas teraz tydzień lub 10 dni najtrudniejszych w historii tego miasta. 

Mówi pan o Małopolsce czy całej Polsce? 

Niestety, to przebiega regionalnie. Są województwa, które są bardziej od nas dotknięte, są województwa, do których to dopiero czeka. My jesteśmy w środku stawki.

Jaka będzie skala zakażeń w ciągu tych 10 dni? Dzisiaj mamy 1500, 1600, a za 3-4 dni to będzie? Jak to będzie przyrastało?

Bardzo bym chciał odpowiedzieć jasno na ten temat. Jeżeli miałbym szacować wg estymacji, które otrzymujemy od centrów naukowych, to jest 2000 - 2500 dziennie przez 10 kolejnych dni. 

Z tego około 8-9 procent trafi do szpitala, czyli nawet 200 osób dziennie. Ile osób średnio wypisuje się z tych szpitali? Ile osób zwalnia miejsca? 

60-80 osób średnio wypisywanych krakowskich szpitali? 

System za chwileczkę się zapcha? 

System jest w tej chwili na granicy możliwości przyjęcia. Do tygodnia będziemy mieć o kilkaset łóżek szpital szpitalnych więcej w Krakowie. I tego tygodnia najbardziej się boję. 

Panie doktorze, co pan radził młodym ludziom? Oni zachowują się swobodnie, raczej nie ograniczają kontaktów. To może prowadzić do jeszcze szerszego rozlania się wirusa? 

To doprowadzi do szerszego rozlania się wirusa. Proszę państwa, to, że ktoś jest zdrowy, a jest nosicielem i zakazi inne osoby, to jest jego odpowiedzialność wobec tych innych osób. Uważam, że zachowanie rozsądku i wytrzymanie jeszcze kilku tygodni jest absolutnie zalecane. Proszę państwa, pandemia rozwija się w społeczeństwie, które się kontaktuje. I w dużej mierze sami jesteśmy za to odpowiedzialni.

W ostatnich dniach wstrząsnął panem przypadek młodego człowieka. Nie miał żadnych objawów i w ciągu 2-3 godzin tak mu się pogorszyło, że po kilkunastu godzinach już nie żył.

Takich przypadków jest więcej. Tyle że te młode osoby robią większe wrażenie. Natomiast nie znajduję takiej cezury między 30., 40., a 50. rokiem, która by wskazywała, że się mniej przejmujemy. Natomiast, jeżeli obserwujemy ludzi bardzo bogato umięśnionych, wysportowany, którzy przychodzą do nas i w kilka godzin te osoby w pełni aktywne stają się w 100 procentach zależnych od respiratora, kiedy żadna terapia nie pomaga i potem go tracimy - to być może przeżywamy to bardzo.