Końca świata nie będzie, ale co by było gdyby - nie tylko dziś - doszło do kataklizmu, skażenia lub innego niebezpieczeństwa w metropolii. Na przykład w Gdańsku. W mieście zapewniają, że mają opracowane przeróżne, kryzysowe scenariusze.

Na papierze istnieje nawet - skonsultowany z Urzędem Wojewódzkim - plan ewakuacji niemal całego Gdańska, ale tylko na wypadek działań wojennych. I tak jednak nie obejmowałby 100 proc. mieszkańców. Coś bardziej realnego - na przykład potężna trąba powietrzna przechodząca przez miasto. W takiej sytuacji, w śródmieściu, ludzi ewakuowano by do podziemnych przejść i tuneli. Są  to punkty, gdzie można się ukryć. Oczywiście, gdybyśmy mieli więcej czasu i byli wcześniej meteorologicznie uprzedzeni, moglibyśmy nawet przy pomocy straży pożarnej i worków z piaskiem, wejścia do tych tuneli zabezpieczyć i wzmocnić - tłumaczy Tadeusz Bukontt, szef wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku.

W przypadku podtopienia tunel to oczywiście marne schronienie. W skrajnej sytuacji mieszkańców ewakuowano by między innymi do szkół na górnym tarasie miasta, czyli w dzielnicach położonych na wzgórzach morenowych. 

W Gdańsku sporo jest także schronów - zbudowanych w okresie zimnej wojny. Dziś mogłyby już służyć tylko jako krótkotrwałe schronienie - na przykład w trakcie nalotów... lub skażenia chemicznego. Trzeba powiedzieć, że to są schrony z lat 50-tych, 60-tych. One się w ciągu tych 40 lat zdegradowały. Utraciły swoją zdolność, wytrzymałość na wybuchy współczesnej techniki wojennej. To nie są już schrony, które chronią absolutnie i całkowicie - mówi Bukontt.

Do lat 70. zresztą każdy budynek mieszkalny był budowany tak, by jego piwnica mogła pełnić funkcję schronu. Dziś jednak są to kamienice prywatne lub wspólnotowe i urzędnikom trudno powiedzieć, czy podpiwniczenia są tam w dobrym stanie. Nam udało się znaleźć świetnie zachowany schron w jednym z obecnych akademików Politechniki Gdańskiej. Są tam nawet toalety oraz ciepła i zimna woda. Tylko czerwonego telefonu nie ma - śmieje się pan Zygmunt Kreft, pracownik budynku, który oprowadził nas po schronie.