Boris Johnson - po porażce w Izbie Gmin ws. brexitu - chce przedterminowych wyborów parlamentarnych: jako termin głosowania brytyjski premier proponuje 12 grudnia. Zapowiedź tę Johnson złożył dwa dni po tym, jak Izba Gmin poparła w głosowaniu wynegocjowaną z Brukselą umowę brexitową, ale równocześnie odrzuciła plan ekspresowego przeprowadzenia ustawy w tej sprawie przez parlament.

Propozycję ws. przedterminowych wyborów szef brytyjskiego rządu ogłosił w telewizyjnym wystąpieniu po spotkaniu z członkami swego gabinetu, które poświęcone było ustaleniu dalszej strategii po tym, jak Izba Gmin odrzuciła proponowaną przez rząd szybką ścieżkę legislacyjną dla projektu ustawy o porozumieniu ws. wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Jeśli naprawdę potrzebują więcej czasu, by przeanalizować tę znakomitą umowę, mogą go mieć - ale muszą zgodzić się na wybory 12 grudnia. To droga naprzód - ogłosił Boris Johnson w rozmowie ze stacją BBC.

Zapytany, co zrobi, jeśli deputowani nie zgodzą się na taki scenariusz, zapowiedział: Będziemy dzień po dniu prowadzić kampanię na rzecz uwolnienia mieszkańców tego kraju spod rządów parlamentu, który przekroczył okres swojej użyteczności.

Szef brytyjskiego rządu poinformował również, że gdyby parlament zaaprobował wybory 12 grudnia, to zostałby rozwiązany 6 listopada.

Do wystąpienia Johnsona odniósł się przewodniczący Izby Gmin: Jacob Rees-Mogg przekazał, że nad wnioskiem premiera ws. przedterminowych wyborów deputowani Izby głosować będą w najbliższy poniedziałek.

Obecna kadencja Izby Gmin kończy się w 2022 roku. Zgodnie z ustawą z 2011 roku wprowadzającą stałą długość kadencji, parlament może zostać wcześniej rozwiązany, ale muszą się na to zgodzić dwie trzecie posłów.

Boris Johnson dwukrotnie już składał taki wniosek, ale za każdym razem był on odrzucany przez opozycję.

Również teraz nie ma pewności, że ugrupowania opozycyjne - szczególnie Partia Pracy - go poprą. Teoretycznie Johnson mógłby ominąć ustawę o stałej długości kadencji, ale wszystkie sposoby na to oznaczałyby dla niego polityczne ryzyko.

Straszenie wyborami i potknięcie w Izbie Gmin

Możliwość zgłoszenia wniosku o przedterminowe wybory Boris Johnson zasygnalizował we wtorek podczas parlamentarnej debaty nad ustawą o porozumieniu brexitowym: ostrzegł wówczas deputowanych, że jeśli w głosowaniu wieczorem tego dnia nie poprą zarówno samej ustawy, jak i trzydniowego harmonogramu prac nad nią, wycofa projekt i zażąda nowych wyborów.

W żaden sposób nie pozwolę na to, by kolejne miesiące były takie same. Jeśli parlament odmówi zgody na to, by brexit doszedł do skutku, a zamiast tego pójdzie swoją drogą i zdecyduje się opóźnić wszystko do stycznia lub jeszcze dłużej, w tych okolicznościach - z wielkim żalem, muszę powiedzieć - projekt ustawy trzeba będzie wycofać i będziemy musieli iść do wyborów powszechnych - stwierdził wówczas brytyjski premier.

Ostatecznie posłowie poparli projekt, ale nie zgodzili się na forsowaną przez rząd szybką ścieżkę legislacyjną, która zakładała zakończenie prac nad ustawą w ciągu trzech dni. Brak tej zgody oznacza zaś, że nie ma szans na ratyfikację porozumienia z Brukselą przed 31 października - czyli obowiązującym dotychczas terminem brexitu.

W liście do lidera opozycji Jeremy'ego Corbyna Johnson napisał, że "preferowaną" przez niego opcją jest krótkie przesunięcie brexitu: "powiedzmy do 15 lub 30 listopada". W takiej sytuacji - jak wyjaśnił - ma starać się o przeforsowanie ustawy przez parlament z pomocą Partii Pracy.

Jeśli natomiast Unia Europejska zdecyduje w piątek o większym opóźnieniu brexitu - co jest bardziej prawdopodobne - Johnson będzie dążył do przedterminowych wyborów.

W minioną sobotę przymuszony ustawą parlamentu brytyjski premier wysłał do Brukseli wniosek o odroczenie brexitu do 31 stycznia 2020 roku - ale w dołączonym liście zastrzegł, że osobiście jest temu rozwiązaniu przeciwny.