„Czułam się straszliwie samotna, nie mogłam się odnaleźć. Początki były takie, jakby mnie ktoś przeniósł na inną planetę” – tak swoje pierwsze Boże Narodzenie w Pakistanie wspomina Joanna Kusy, autorka książki „Zwyczajne pakistańskie życie”. W rozmowie z RMF FM opowiada, jak odnalazła się w nowej rzeczywistości i z jakimi wyzwaniami wciąż musi się mierzyć. Wyjaśnia też, dlaczego w jej wypadku święta nie są białe tylko zielone i wspomina zetknięcie się jej męża z polskimi tradycjami.

Joanna mieszka w Pakistanie od 2009 roku. Pracuję w biurze, zajmuję się dzieckiem, odpoczywam po napisaniu książki i szukam tematu na kolejną - wylicza, gdy pytam ją, czym właściwie się zajmuje. Jak ktoś chce, to  znajdzie tutaj "skansen" - w Pakistanie jest pełno różnych fascynujących zwyczajów. Terroryzm też jest i różne radykalizmy. W mediach wyciąga się najczęściej te dwa wątki, natomiast jest ich znacznie więcej. Trudno sobie zdać sprawę, jak bardzo jest skomplikowane życie tutaj i ile rzeczy się na nie składa - tłumaczy.  Pakistan nie ma najlepszej prasy. W jakimś stopniu jest to uzasadnione - przyznaje. Gdy się starałam o wizę, podejmowałam decyzję dotyczące wyjazdu to sprawa zabitego polskiego inżyniera była bardzo świeża (chodzi o Piotra Stańczaka porwanego i zamordowanego przez Talibów - przyp.red..) - wspomina.

"Wykrawanie ciastek, napełnianie uszek farszem (...) i patrzenie, czy się nie rozlecą we wrzątku - te czynności pomagają mi nie zapomnieć, że nie jestem znikąd. (...) Robię to, co hen za górami, w mitycznej krainie przodków moich i mojego dziecka robią miliony spoconych pań domu, wykrawam, napełniam i sklejam, zupełnie jak wykrawały, napełniały i sklejały przed Bożym Narodzeniem moja mama, babki i prababki. Czymś się różnię od tego cholernego otoczenia, które by wszystko smażyło w morzu oleju".

Mieliśmy dla Was 3 egzemplarze książki Joanny Kusy „Zwyczajne pakistańskie życie”. Trafią one do osób, które pierwsze wysłały na fakty@rmf.fm e-mail zatytułowany "Pakistan - książka". Ze zwycięzcami skontaktujemy się mailowo


Gdy pytam o pierwsze święta w Pakistanie, Joanna przyznaje, że były trudne i przygnębiające.  I Boże Narodzenie, i Wielkanoc. Z Bożym Narodzeniem jest troszkę łatwiej, bo ono tu dotarło z kulturą brytyjską, z Mikołajem, z amerykańskimi filmami, weszło do kultury popularnej. Powierzchownie, ale jest obecne. Mimo to było dla mnie bardzo trudno odnaleźć się w muzułmańskim domu, gdzie nikt tego nie świętuje - tłumaczy. Byłam pierwszy raz poza światem ludzi świętujących, którym nie trzeba niczego tłumaczyć - wiadomo, jak ma wyglądać Wigilia itp. Tu nikt nie ma o tym zielonego pojęcia. Czułam się strasznie samotna, nie mogłam się odnaleźć. Nie miałam nawet miejsca, żeby zrobić sobie jakąś małą wieczerzę wigilijną, bo wszyscy gotowali swoje jedzenie i wbić się w tłum garnków ze swoimi uszkami było ciężko. Na początku było to bardzo przygnębiające - opowiada.

Jak wyglądają pakistańskie święta Joanny? Jest żywa choinka - nie za wcześnie, ale tak jak w moim domu w Polsce, ubieranie tej choinki. Ja idę na pasterkę, potem uroczystsze jedzenie w ciągu dnia, prezenty. Oczywiście jest jeszcze rozmowa z moją całą polską rodziną na Skype’ie - dzielenie się opłatkiem, płakanie i przeżywanie prawdziwej wspólnoty - wylicza. Raz czy dwa razy udało mi się zrobić tutaj barszcz z uszkami, rybę i siedziałam taka dumna, pokazywałam na Skype’ie, że ja też mam i z wami siedzę. To jest bardzo ważne - być z ludźmi w Polsce, którzy świętują ze mną - podkreśla. Jeśli internet akurat jest szybki, to udaje się nam nawet wspólnie pośpiewać kolędy - dodaje.

"Indie nigdy mnie nie kusiły. Ani kraje muzułmańskie. Ani nic typowo "egzotycznego". Wystarczająco dużo fascynującej obcości miałam bliżej, pociągało mnie szukanie jej w tym, co bliskie i zwyczajne".

Joanna przyznaje, że z biegiem czasu udało się jej wypracować metody radzenia sobie z tymi aspektami świętowania, które jeszcze kilka lat wcześniej wydawały się problematyczne. Ja na początku nie miałam się nawet z kim podzielić moim jedzeniem. Potem nauczyłam się robić rodzinie na moje święta to, co oni by chętnie zjedli. Chodzi o to, żeby się dzielić - wyjaśnia. Wiadomo, że ja się z nimi nie podzielę opłatkiem, bo oni tego nie odczytają - tutejsi chrześcijanie zresztą też. Trzeba tak zrobić, żeby się podzielić czymś swoim z ludźmi, którzy są na około, choć odrobinę tej wspólnoty zbudować - dodaje. Jednocześnie zastrzega, że niektóre świąteczne zwyczaje wciąż budzą emocje jej muzułmańskiej rodziny. Jednym z nich jest np. choinka. To, że choinka jest w domu pobożnego muzułmanina jest dla części rodziny znakiem zdrady tożsamości religijnej. To nie jest tak, że wszyscy ją akceptują - opowiada. Jednym się bardziej podoba, inni rozumieją, że tu jest mieszana rodzina, w której żyje chrześcijanka tęskniąca za domem... Inni mówią, że to jest bardzo duży kompromis, że dzieci widzą obcą religię... - tłumaczy. Podkreśla, że dyskusję budzi nawet to, czy dzieci mogą jej pomagać ubierać świąteczne drzewko. Niektórzy uważają, że nie ma problemu, bo jedni drugim pomagają w świętowaniu. Ja im pomagam i to nie czyni ze mnie muzułmanki, jeżeli im ugotuję jakieś jedzenie na ich święta - tak samo jest z ubieraniem choinki. Ale są tacy, którzy twierdzą, że im bardziej się uczestnicy w życiu ludzi innej religii to tym gorzej. Ale dzieci lubią ubierać choinkę, bo to jest fajnie, można się wykazać zdolnościami plastycznymi, można upiec ciastka i zawiesić na drzewku, i to potem pięknie wygląda. - relacjonuje Joanna. Wspomina, że dzięki choince poznała chrześcijańskich zamiataczy z Karaczi. Gdy ją wyrzucaliśmy, zapytali mnie, czy jestem chrześcijanką i w ten sposób rozpoczęła się nasza bliższa znajomość. Odtąd miałam komu w najbliższym otoczeniu złożyć życzenia świąteczne i to mnie bardzo cieszyło - podkreśla.


"Brakuje mi ciszy. W Polsce było cicho. Nocą. Rano. Przed południem. Cisza pozwalała usłyszeć śpiew ptaka, pukanie, najcichsze piano.(...) Czasem włączałam radio, telewizor, komputer, żeby nie słyszeć warczenia lodówki albo tykania zegara. Ale samą ciszę rzadko zagłuszałam. Lubię ją".

Boże Narodzenie w Polsce kojarzy się nam z ogromną ilością bodźców atakujących ze wszystkich stron już kilka tygodni wcześniej. Ozdoby, prezenty, iluminacje, kolędy i wszelkiego rodzaju świąteczne piosenki... Ja zupełnie nie widzę, że jakiekolwiek święta nadchodzą - przyznaje Joanna. Musiałam się oderwać od wszystkiego, co stanowi o otoczce tych świąt. Jakoś zobojętniałam na warunki zewnętrzne. W Polsce bardzo czuć Boże Narodzenie, każdy zmysł jest nimi bombardowany praktycznie od połowy listopada... Zupełnie się od tego oderwałam, skupiam się na treści tych świąt i tym, co się przeżywa duchowo. Oczywiście, chciałabym pokazać dziecku, jakie są nasze tradycje, ale to przestało być dla mnie w świętach najważniejsze - mówi, gdy pytam ją, jak Pakistan zmienił jej sposób przeżywania Bożego Narodzenia.

 Nie mogę opierać moich świąt na tym, co na zewnątrz, bo tego nie ma - dodaje. Zauważa wręcz, że oderwanie od polskiego kontekstu świętowania w pewien sposób wyszło jej na dobre. Bycie w mniejszości pozwala mi się skupić na czymś innym: o co chodzi, po co ja to w ogóle świętuję. Nikt mnie tutaj nie zaprasza do świętowania - jeżeli ja sobie nie zrobię, nie zorganizuję tych świąt to w ogóle ich nie mam. Musze sobie zadać pytania po co, dlaczego, co bym chciała, co jest dla mnie ważne... - wylicza.


  Joanna przyznaje, że kiedyś zabrała męża i syna do Polski, by pokazać im, jak wyglądają święta nad Wisłą. Nie obyło się bez zaskoczeń... Mój mąż zabijał karpia, bo u nas w domu wszyscy byli strasznie zestresowani. Podtrzymywanie tej tradycji jest dla nas bolesne, ale jednak jeszcze się trzyma w naszym domu. Mój mąż zupełnie nie miał z tym problemu - opowiada. On robił w Polsce zdjęcia wszystkiemu, szopkom itp. Wspólne śpiewanie było dla niego czymś nowym - moja muzułmańska rodzina nigdy nie zbiera się razem, by śpiewać... No i jedzenie. W ogóle nie mógł się przyzwyczaić. To zajęło dużo czasu, żeby sobie znalazł miejsce przy polskim stole - wspomina z uśmiechem.

"Polska. Grudzień, tuż przed Bożym Narodzeniem. Ucieramy kremy i mak w rowkowanej makutrze drewnianą pałką z okrągłą końcówką. Ubijamy białka trzepaczką, żółtka z cukrem - trzepaczką, na parze. Wyrabiamy ciasto drożdżowe - "ciasto lubi ręce". Jest tak, jak powinno być. W kuchni siedzi też Wasim. Przygląda się długo, przygląda. W końcu mówi: - Czuję się u was jak u jakichś amiszów!"

Joanna zaskakuje mnie informacją, że wszystkie pakistańskie dzieci mają wolne w Boże Narodzenie. 25 grudnia są urodziny Ojca Narodu - wyjaśnia. Kto to taki? Muhammad Ali Jinnah, twórca państwa pakistańskiego uważany tu za bohatera. Jest znany między innymi z cytatu, że Pakistan ma być krajem, gdzie pokojowo mogą współistnieć wszystkie religie, że jest domem dla mniejszości - zauważa Joanna. Są organizowane różne wydarzenia, spotkania na temat jego dziedzictwa i myśli. Gdy się pójdzie w Boże Narodzenie na plażę w Karaczi to zawsze się pojawiają flagi Pakistanu na piasku albo napisy: I love Pakistan - dodaje.

Gdy nasze miasta rozświetlają się świątecznie, w pakistańskim Karaczi robi się zielono. To obchody urodzin Proroka. Meczety, balkony,  niemal wszystko jest dekorowane na zielono. Zieleń to kolor islamu. W tym roku miesiąc urodzin Muhammada wypada w "naszym"  okresie przedświątecznym i nadchodzące urodziny Proroka bardzo widać na ulicach - opowiada Joanna. Zastrzega, że święto, którego kulminacja wypada w tym roku akurat w Boże Narodzenie nie jest obchodzone przez wszystkich muzułmanów, a niektórzy wręcz z nim walczą.

Wszystkie pogrubione cytaty pochodzą z książki Zwyczajne pakistańskie życie Joanny Kusy.