Billingi rozmów głównych bohaterów afery hazardowej kładą na łopatki prace komisji śledczej. Na czwartek zaplanowano przesłuchanie Ryszarda Sobiesiaka, a sejmowi śledczy nadal nie otrzymali wszystkich billingów. Z kolei te, którymi dysponują, są nieuporządkowane. Posłowie sami jednak są sobie winni - nadal nie wystąpili do odpowiednich służb o komputerową analizę zapisów rozmów.

Powodem oficjalnie jest brak czasu. Wcześniej przesłuchiwaliśmy do godziny 22 świadków - codziennie - mówi Bartosz Arłukowicz. Z kolei Zbigniew Wassermann wskazuje winnego tej sytuacji - to szef komisji hazardowej Mirosław Sekuła, który powinien już dawno zadbać o to, by billingi trafiły do komisji opracowane. Kilka tysięcy stron billingów - o której? Kiedy? W niedzielę? W niedzielę sekretariat jest na głucho zamknięty - podkreśla Wassermann.

A Sekuła rozbrajająco dodaje, że posłowie sami powinni opracować sobie metodę, jak pracować z billingami. Nie wiem, czy już się nauczyli korzystać z tych billingów - mówi.

Na pewno jednak korzystać z materiałów prokuratorskich nie nauczył się sam Sekuła. Okazało się, że nie zapoznał się z zeznaniami Ryszarda Sobiesiaka, mimo że były dostępne już przed przesłuchaniem przez komisję Mirosława Drzewieckiego, Grzegorza Schetyny i premiera Donalda Tuska. Nie były mi potrzebne - wyjaśnia Sekuła. To dowód, jak Platforma wyjaśnia aferę hazardową - mowią śledczy z opozycji.