Zirajewski podobno był cwaniakiem. Miał dostosowywać zeznania do oczekiwań przesłuchujących go prokuratorów. W ostatecznej wersji zeznał, że Papałę zabito za niesubordynację. Według niego, decydujący wpływ na decyzję o zabójstwie miało rzekome spotkanie na szczycie: międzynarodowego handlarza bronią i narkotykami polskiego pochodzenia z polonijnym biznesmenem, przywódcą trójmiejskiego świata przestępczego oraz liderem partii postkomunistycznej.

Podobno "Iwan" był cwaniakiem, zatruł się bo chciał uciec z więzienia. Dlaczego wobec tego, nie dość, że zażył koktajl leków, to dołożył do tego śmiertelną dawkę lewomepromazyny? Jak tu uciekać ze zwiotczonymi mięśniami, zapaleniem płuc i "śmiertelnym stężeniem" we krwi? Właśnie "śmiertelne stężenie" lewomepromazyny (śmiertelne, tzn. zabija połowę zatrutych) wykryli - według słów wiceministra Chmielewskiego - krakowscy biegli toksykolodzy. Lewomepromazyna była substancją czynną leku przepisanego współwięźniowi Iwana.

W tej sprawie może też dziwić dlaczego Zirajewskiego nie przesłuchano przed śmiercią. Według dziennikarza "Uwagi" zabiegał o to. Nietrudno zauważyć też dziwną zbieżność dat; lekarz więzienny zapisał "Iwanowi" leki dzień po przeniesieniu śledztwa w sprawie Papały do Łodzi i w dniu mianowania nowego szefa więziennictwa. Pewnie zdradzam objawy chorobliwej podejrzliwości, ale nietrudno się jej nabawić przy tej liczbie tajemniczych zgonów ludzi związanych ze sprawą Papały czy Olewnika.

Minister obiecał dziś, że ważni więźniowie mają być odtąd pilnie strzeżeni. Rozumiem, że koniec z przepustkami i przepisywaniem leków, im samym oraz kolegom z cel. Tylko, że wyjaśnieniu sprawy Papały, tak jak Olewnika, to niewiele pomoże, bo tu ważnych więźniów już nie ma.

Chociaż jest jeszcze nieco zapomniany, a wspomniany na początku międzynarodowy handlarz bronią i kokainą, rodem z Katowic. Siedzi w Ameryce, ponoć poszedł na układ z tamtejszą agencją antynarkotykową.

Nie sądzę, by gromadził proszki pod pryczą.