Umieranie najbliższej osoby, brak sensu cierpienia, bezradność świadka odchodzenia, brak legalnej możliwości pomocy w odejściu – najnowszy spektakl Łaźni Nowej porusza najcięższe, ale i najbardziej ostateczne tematy. Przedstawienie „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” to oparte o indywidualne przeżycia - dramat rodziny, która jest świadkiem odchodzenia jednego z jej członków.

Reżyserem "Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" jest Mateusz Pakuła. To on jest także autorem prozy o tym samym tytule, samodzielnie później zaadaptowanej do wymogów sceny. Tekst jest oparty o doświadczenia wynikające z odchodzenia ojca reżysera.

Czterech facetów opowiada tę historię. To jakby taki poczwórny narrator, poczwórny ja, faceci w moim wieku, czterech moich najukochańszych aktorów, taki dream team. Oni się wcielają we wszystkie postacie, które się pojawiają w tej historii. Moją mamę, siostrę, babcię, wszystkich lekarzy, których spotykamy, spotkaliśmy na drodze swojej, wszystkie drugo, trzecio i czwartoplanowe postaci - tłumaczy swoje zabiegi adaptacyjne autor.

Najważniejszym tematem poruszanym w sztuce jest legalność eutanazji.

To jest taki manifest. Pewnie nie opowiedziałbym tej historii, nie miałbym takiej potrzeby, opowiadać o umieraniu swojego ojca, gdyby w pewnym momencie w mojej głowie i poczuciu naszej rodziny ta historia z takiej intymnej, indywidualnej historii nie stała się taką historią społeczną. Mój ojciec, cierpiąc bardzo w trakcie choroby, zwłaszcza na tym ostatnim etapie, bardzo chciał dokonać eutanazji i prosił nas o to. W tym momencie to nasza historia zamieniła się w taką społeczną historię o tym, dlaczego tego nie wolno robić. Jak straszliwy to jest absurd, że litujemy się nad chorującymi i cierpiącymi zwierzętami, a w z związku z wartościami chrześcijańskimi, religijnymi nie jesteśmy w stanie pozwolić na takie godne umieranie ludziom - mówi Mateusz Pakuła.

Spektakl jest oszczędny w środkach wyrazu. Bardzo intrygująca jest scenografia. Znajdziemy  tu m.in. ogromne rury - podobne do tych, które montowane są w parkach wodnych. Ta rura nie jest jednak kolorowa a czarna.

Pan Marek Pakuła, tata Mateusza, projektował aquaparki. Pomyślałam sobie, że to może być dobry motyw na tę scenografię. Oczywiście nie mają one nic wspólnego z kolorowymi rurami basenowymi. Są czarnym, jakimś takim robako-tworem, raczyskiem, ośmiornicą - jak to nazywaliśmy z Mateuszem. Chcieliśmy, żeby się kojarzyły trochę z jelitami. Mi osobiście na etapie projektowania też wskoczyła taka interpretacja, że właściwie rura ściekowa to jest też taka przestrzeń, przez którą przepływają m.in. ludzkie wnętrzności. W spektaklu dużo jest o wnętrznościach. Jest on dosyć brutalny momentami - mówi scenografka Justyna Elminowska.

W elementach scenografii, w muzyce powraca, bardzo wyraźnym i czytelnym motywem, nawiązanie do filmów z Jamesem Bondem. To jednocześnie dyskusja z modelem męskości i wzorcami różnych pokoleń.

Opowiadamy trochę o męskiej wrażliwości. Jestem zdania, że nie żyjemy w czasach kryzysu męskości, tylko żyjemy w czasach świtu nowej męskości. Ten Bond jest jakimś wzorcem męskości, do którego cały czas się odnosimy. Teraz jest takim wzorcem, do którego odnosimy się ironicznie, w odróżnieniu np. od pokolenia mojego ojca, tego boomerskiego pokolenia, urodzonego około 1960 roku. Bond też był właśnie czymś takim, co bardzo mi się kojarzyło z moim ojcem. Muzycznie filmy o Bondzie są niebywale inspirujące i takie emocjonalne. W tym wszystkim ten twardziel, ten agent. Jakoś niebywale to działa w zestawieniu z facetem, który takim Bondem zawsze chciał być, ale który niebywale cierpiał i okazywał słabość po prostu. Nie było tam nic z takiego podejścia, że teraz oto muszę zacisnąć zęby i znosić to jak twardziel - opowiada Mateusz Pakuła.

"Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" jest koprodukcją Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Krakowska premiera odbędzie się 20 stycznia o godz. 19.00, a tydzień później, 27 stycznia spektakl zobaczy publiczność w Kielcach.