Monte Cassino należy do wszystkich Włochów. Ale Polacy mają wszelkie argumenty, żeby twierdzić, że Monte Cassino jest polskie – mówi Peter Caddick-Adams na portalu Stacja7.pl. Peter Caddick-Adams to autor książki "Monte Cassino. Dziesięć armii, jedno zwycięstwo”. Rozmawia Patrycja Michońska.

Czyje jest Monte Cassino? Do kogo należy?

Oficjalnie mnisi zarządzają opactwem, ale administracyjnie należy ono do włoskiego rządu. Pierwsza odpowiedź na Pani pytanie może brzmieć tak: Monte Cassino należy do wszystkich Włochów. Ale Polacy mają wszelkie argumenty, żeby twierdzić, że Monte Cassino jest polskie. Znajduje się tam ogromy polski cmentarz wojskowy. Właściwie każdy skrawek tej ziemi został uświęcony przelaną krwią polskich żołnierzy. Jest więc polskie. Monte Cassino pozostaje też symbolem całej włoskiej kampanii podczas II wojny światowej - bardzo trudnej kampanii, w której dowódcy często nie wiedzieli, jak sobie poradzić z sytuacją.

Monte Cassino to bitwa, która toczyła się w jednym miejscu przez pięć miesięcy i wróciła do średniowiecznych metod - transport odbywał się za pomocą koni czy mułów. I w tym sensie - dodałbym jeszcze jedną odpowiedź - miejsce to należy do wszystkich, którzy tam walczyli.  Ale wracając do Polaków - korpus generała Andersa ma jeszcze jeden argument, dla którego może nazywać to miejsce i tę bitwę swoim. W korpusie Andresa było nie tylko kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, ale i żeński korpus pomocniczy - w sumie 1200 Polek, które prowadziły ciężarówki, czy ambulanse. Ponadto 3000 młodych osób, niektórych nawet 13-sto, 14-letnich, zbyt młodych żeby walczyć, ale byli członkami pomocniczego korpusu pracy, który pomagał na zapleczu. Żadna inna armia nie miała takiego składu.

Wydaje się, że o drugiej wojnie światowej wiemy już wszystko. Czy było jednak coś, co Pana zaskoczyło przy poszukiwaniu materiałów do książki "Monte Cassino"?

Ludzie są tacy sami, niezależnie o jakim stuleciu mówimy. Sam prowadzę kilka żyć - jestem wykładowcą akademickim i jestem brytyjskim oficerem rezerwy. Służyłem w operacji w Bośni, Kosowie, Iraku czy Afganistanie. Charakterystyczna cecha tych operacji to działania koalicyjne - czasem w przedsięwzięciu bierze udział nawet 20 narodowości, które współpracują.

Przy pracy nad książką zdałem sobie sprawę, że Monte Cassino jest pierwowzorem współczesnych operacji wojskowych: 26 narodowości czy grup etnicznych pod brytyjskim dowództwem. To mnie zaskoczyło i myślę, że to jest nowe podejście do tej bitwy.

A z perspektywy czasu - jak Pan, jako żołnierz, dowódca - zachowałby się pod Monte Cassino?

Gdybym był dowódcą tych sił, w ogóle nie chciałbym walczyć pod Monte Cassino. Zresztą często słyszę pytania - po co walczyliśmy i dlaczego tak długo? Powody były dwa - po pierwsze teren, po drugie - pogoda. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak surowa potrafi być zima w tej części Włoch. Wydaje mi się, że "generał pogoda" w równym stopniu przyczynił się do tych pięciu miesięcy, co niemieccy żołnierze. I bardzo trudny teren - góry, rzeki, strumienie. Mam nadzieję, że moja książka pozwoli zrozumieć, co tam się działo. Staram się tak podchodzić do pisania o historii, jak do rozmowy z przyjaciółmi - nie są to wykłady eksperta, a po prostu opowieść. Mam nadzieję, że jest to ciekawe dla odbiorców i że zarazi ich historyczną pasją, że będą chcieli odkrywać swoją własną historię oraz, że przyczyni się to do budowania dumy narodowej.

Przeczytaj całą rozmowę na Portalu Stacja7.pl