Włoska Izba Deputowanych podjęła debatę nad ustawą wprowadzającą zakaz produkcji, sprzedaży i importu żywności wytwarzanej w laboratoriach. Wcześniej przepis zatwierdził już Senat, czyli izba wyższa parlamentu Italii. Zakaz popiera włoski minister rolnictwa, a z przychylnością traktuje go także unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski. Nowe przepisy forsują włoskie organizacje rolnicze. Nowe przepisy popiera także minister rolnictwa i polityki żywnościowej i leśnej Francesco Lollobrigida.

"Włochy będą pierwszym krajem wolnym od żywności syntetycznej i chcą dać przykład, jak to można regulować" - mówił minister do uczestników specjalnego spotkania zorganizowanego przez europarlamentarną Grupę Konserwatystów i Reformatorów.

Francesco Lollobrigida tłumaczył, że jego kraj chce w tej sprawie postępować rozsądnie. "Jakość żywności jest sprawą natury zasadniczej i nie możemy się zgodzić na podzielone na dwie części społeczeństwo, w którym tylko dla bogatej elity wytwarzana jest jakościowa żywność. Jesteśmy przekonani, że każdy powinien móc dobrze jeść" - przekonywał szef włoskiego resortu rolnictwa.

Propozycję wprowadzenia zakazu wysunął rolniczy związek Coldiretti, któremu udało się zebrać pod wnioskiem ponad 2 miliony podpisów. Według związku trzy czwarte Włochów nie życzy sobie wprowadzenia żywności wytwarzanej w laboratoriach. Coldiretti wzywa też Brukselę, by nie uznawała hodowanego w ten sposób jedzenia za spożywczą innowację, a raczej za produkt przemysłu farmaceutycznego.

Ten apel podchwycił unijny komisarz do spraw rolnictwa Janusz Wojciechowski. Jak podaje portal Euractiv, komisarz podkreślił, że jest zwolennikiem rolnictwa tradycyjnego. "Syntetyczne mięso to nie mięso, syntetyczne mleko to nie mleko" - cytuje komisarza portal - "Bronię produktu naturalnego i moim zdaniem używanie nazwy naturalnego produktu dla określenia syntetycznego odpowiednika nie jest krokiem w dobrym kierunku" - mówił dalej Wojciechowski podkreślając, że Komisja Europejska przeznacza 6 miliardów euro na wsparcie dobrostanu zwierząt i - ogólniej - wsparcie tradycyjnego rolnictwa. 

Spór o syntetyczną żywność przybiera na sile

Spór o syntetyczne jedzenie nasila się od kilku lat, wraz z przybliżaniem się perspektywy wprowadzenia go do sprzedaży. Przeciwnicy wskazują na pożywki i hormony używane do namnażania np. komórek mięśniowych i tłuszczowych pobranych od zwierząt, a także na raporty WHO i FAO przestrzegające przed możliwym zagrożeniem infekcjami i skażeniem mikrobiologicznym. 

Zwolennicy takich rozwiązań mówią o oszczędności areału, wody i innych zasobów potrzebnych do hodowli i o zmniejszonym cierpieniu zwierząt.

Przedmiotem sporu jest jednak argument o redukcji emisji CO2, bo według przeciwników laboratoryjnej hodowli, ta wiąże się z jeszcze większym obciążeniem atmosfery niż w przypadku rolnictwa tradycyjnego. 

Rząd słynącej na całym świecie z kultury kulinarnej Italii nie pierwszy raz dowodzi, że działa w imieniu obrony kuchni tradycyjnej. Niedawno np. zdecydował, że mąka zawierająca sproszkowane owady powinna być wyraźnie oznaczona i sprzedawana na innych półkach niż tradycyjna, wytwarzana wyłącznie z ziarna.

Na razie tylko w Singapurze sprzedawane jest laboratoryjne mięso. Koszt jego produkcji, mimo stałego systematycznego obniżania się, nadal jest zbyt wysoki, by takie produkty trafiły na miliony stołów.


Opracowanie: