Kilka tysięcy Węgrów uczestniczyło demonstracji zwołanej w Budapeszcie przez Amnesty International i organizacje obywatelskie. Protest dotyczył 47 rządowych poprawek do konstytucji. Zdaniem opozycji, Komisji Europejskiej i rządu USA stanowią one zagrożenie dla demokracji.

Protestujący zebrali się na ulicy Konstytucji prowadzącej od katedry św. Stefana do gmachu parlamentu. Przynieśli transparenty z kategorycznie brzmiącymi hasłami:  m.in. "Konstytucja to nie zabawka!" i "Chcemy demokracji i rządów prawa!". Oskarżali też premiera Viktora Orbana o dyktatorskie zapędy.

Mimo obywatelskiego sprzeciwu i napiętej atmosfery rządzący Fidesz nie zamierza wycofać poprawek.  wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego Fideszu Gergely Gulyas stwierdził, że "opozycja miała czas na udział w debacie parlamentarnej, a protesty uliczne to prowokacja lewicy".

Kontrowersyjne zmiany, które partia Orbana chce wprowadzić do ustawy zasadniczej dotyczą 47 punktów i ingerują w wiele dziedzin życia społecznego i politycznego. Nowelizacja ma wzmocnić instytucję małżeństwa zdefiniowanego jako związek kobiety i mężczyzny. Dzięki niej deputowani otrzymają prawo do uznawania Kościołów (mają decydować o tym, które organizacje pełniące misję religijną są Kościołami). Zakazane zostanie też prowadzenie kampanii przedwyborczej w mediach komercyjnych.

Przygotowane zmiany uderzają też w młodych Węgrów. Jedna z poprawek ogranicza liczbę miejsc finansowanych przez państwo na wydziałach humanistycznych i wprowadza zasadę odpracowania w kraju dwukrotnie dłuższego okresu niż czas trwania studiów (w przeciwnym wypadku studenci mają płacić połowę kosztów kształcenia.

Niemal wszystkie zmiany konstytucji przygotowane przez Fidesz zostały zakwestionowane przez węgierski Trybunał Konstytucyjny.