W położonym na wschód od stolicy Wenezueli więzieniu, gdzie od kilku dni wojsko próbuje stłumić bunt, wybuchł pożar. Początek zamieszek w zakładzie karnym El Rodeo I spowodowały rewizje u więźniów - szukano u nich broni.

Pierwszego dnia buntu zginęły 3 osoby, a 18 zostało rannych. Nie wiadomo, czy od tamtego czasu wzrosła liczba ofiar, bo władze przekazują bardzo mało informacji na ten temat.

Wenezuelski wiceminister sprawiedliwości Nestor Reverol wyjaśnił, że pożar, który wybuchł w wczoraj przed świtem, był spowodowany awarią instalacji elektrycznej, a więźniowie zostali ewakuowani, zanim płomienie objęły budynek. Inne informacje podają sami więźniowie, którzy poinformowali swoich krewnych przez telefony komórkowe, że to żołnierze podłożyli ogień.

Nie wiadomo, ilu więźniów pozostaje obecnie w zakładzie ani ilu z nich walczy z żołnierzami. Minister sprawiedliwości Wenezueli Tareck El Aissami powiedział, że prawie 2500 osadzonych zostało przeniesionych do innych placówek.

Więzienie pilnowane jest przez 5 tys. żołnierzy, w tym 3,5 tys. z Gwardii Narodowej i 400 komandosów z elitarnej jednostki spadochroniarzy. Na dziedzińcach zakładu karnego stoją samochody opancerzone, a rozlokowani na wzgórzach wokół zakładu żołnierze co jakiś czas strzelają pociskami z gazem łzawiącym.

W przepełnionych wenezuelskich więzieniach regularnie dochodzi do brutalnych starć między rywalizującymi gangami, które walczą o kontrolę nad poszczególnymi blokami, a z pomocą skorumpowanych strażników handlują bronią i narkotykami.