"To, co się obecnie dzieje z cenami energii, to przekroczenie zasad etycznego obrotu, zasad etycznego handlu" - powiedział Maciej Bando, prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Szef URE pojawił się na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorstw, które było poświęcone cenom energii dla przedsiębiorców. Bando zauważył, że od 2007 roku nastąpił wzrost koncentracji przedsiębiorstw na rynku energii. Trzy państwowe podmioty, z kontrolnym udziałem skarbu państwa rządzą 70-proc. energii sprzedawanej w Polsce.

Tak się dziwnie składa, że te nasze kłopoty, moje jako konsumenta, wasze jako podmiotów przemysłowych, usługodawców itd., łączą się w czasie ze zjawiskiem gwałtownej koncentracji w jednych rękach, rękach państwa - zauważył prezes URE. Przypomniał, że URE zdecydował się na "bardzo drastyczne posunięcia" w związku z podejrzeniami na rynku energii elektrycznej i przekazał prokuraturze "bardzo mocno udokumentowane" zgłoszenie dotyczące skoków cenowych w marcu a ponadto wszczął tzw. postępowania REMIT w związku gwałtownymi wzrostami cen w ciągu ostatnich trzech miesięcy.
Maciej Bando dodał, że rząd zaobserwował, że różnica między ceną sprzedaży (energii - PAP) w "ostatnich latach i miesiącach", po odjęciu kosztów węgla i uprawnień do emisji CO2, czyli tego, czym się tłumaczą spółki uzasadniając podwyżki, "gwałtownie" wzrosła.

Coś jest nie tak, to nie tylko dwutlenek węgla i nie tylko węgiel - mówił. Przyznał, że choć ceny obu tych składników wzrosły, ale nie na tyle by - jak podkreślił - przedsiębiorcy potykali się z ofertami rzędu 400, czy nawet 500 zł za MW.

Jak powiedział prezes URE, urząd próbował określić jakiś punkt odniesienia, według którego istniałaby "sprawiedliwa cena energii zanotowana na giełdzie z pierwotnej sprzedaży", czyli sytuacja, w której elektrownia sprzedaje energię przedsiębiorstwu obrotu na giełdzie. Wyjaśnił, że na to nałożono tzw. kolorowe obowiązki (czyli certyfikaty np. białe, zielone - PAP), niewielką marżę i wyszło, że MW powinien kosztować "w okolicach trzysta parę złotych".

To uznaliśmy za sprawiedliwą cenę dla gospodarstw domowych - powiedział Maciej Bando. Jak podkreślił, przedsiębiorstwa zawsze płaciły więcej niż odbiorcy indywidualni, ale pytanie, czy aż tyle. To jest pytanie do koncernów energetycznych. A jeśli na to pytanie nie potrafią odpowiedzieć, to jest to pytanie do właścicieli koncernów energetycznych -  ocenił prezes URE.

Zwracając się do przedsiębiorców wyraził opinię, że jeśli nie dywersyfikują sprzedawców energii i godzą się na zakup prądu po 400-500 zł, to popełniają bardzo duży błąd, wystawiają się na bardzo duże ryzyko. Po drugie stajecie się trybikiem w machinie dalej napędzającej wzrost cen energii - dodał.

Kto odpowiada za wzrost cen energii?


Maciej Bando nie chciał ocenić, kto konkretnie odpowiada za wzrost cen energii.

Trwa postępowanie, które pozwoli nam, a później prokuraturze na określenie, kto konkretnie jest winien. Mówimy o przekroczeniu zasad etycznego obrotu, etycznego handlu. Dzisiaj jest zdecydowanie za wcześnie, by wyciągać jakiekolwiek wnioski, jest jednak faktem, że państwowe firmy zdominowały rynek - powiedział prezes regulatora.

Po pięciu i pół miesiącach szczegółowych badań zgromadziliśmy taki materiał dowodowy, który umożliwił nam złożenie uzasadnionego wniosku - poinformował. Jak dodał, fakt, że ceny energii rosną w gwałtownym tempie, jedynie z powodu rosnących cen uprawnień do emisji CO2 i cen węgla, "wydaje się w sposób jednoznaczny obalony".

Na pytanie, czy może to oznaczać, że spółki, wykorzystując rosnące ceny węgla i uprawnień do emisji, chcą zarobić na odbiorcach energii, Maciej Bando odpowiedział: absolutnie tak, ale proszę byśmy jasno sobie powiedzieli, że nie musi to dotyczyć spółek państwowych.

W obrocie na giełdzie biorą udział różne podmioty, więc w żadnym wypadku nie należy dzisiaj wyciągać wniosku, że winne są przedsiębiorstwa państwowe
- podkreślił. One - jak mówił - zdominowały rynek, ale nie jesteśmy w stanie powiedzieć, kto odpowiada za nadmierny wzrost cen, kto przekroczył zasady etyczne, dopóki nie zostaną zakończone postępowania.

Co na to eksperci?

Prezes Urzędu Regulacji Energetyki chce pokazać Polakom, że politycy nie mogą przejąć nadzoru nad cenami prądu - tak część ekspertów komentuje słowa szefa URE. Kilka dni temu w mediach pojawił się projekt ustawy, który sprowadza się do tego, że to rząd przejmie dziedzinę regulowania cen prądu. Będzie nie tylko kontrolował spółki, ale także to, za ile prąd będzie sprzedawany.

To byłby dramat - komentuje Marcin Roszkowski, szef Instytutu Jagiellońskiego. Łączenie nadzoru i regulacji w jednym miejscu jest bardzo złe dla konsumentów - podkreśla.

Naruszanie tej zasady doprowadziło do podwyżek które teraz mamy - ostrzegł dziś szef URE Maciej Bando.


Chaos wokół podwyżek cen prądu

PGE Obrót, Energa Obrót, Tauron Sprzedaż i Enea - największe, państwowe spółki energetyczne - jeśli chcą podnieść ceny prądu dla gospodarstw domowych, muszą uzyskać zgodę Urzędu Regulacji Energetyki. Dlatego też wysyłają do Urzędu wnioski o zmiany w taryfach.

W tym roku spółki chciały podniesienia cen średnio o 30 procent.

Zabrzmiało złowrogo. Dlatego chwilę później pojawiły się informacje o rekompensatach, które miały sprawić, że nie odczujemy w portfelu wyrostu cen za prąd.

Pieniądze na nie miały pochodzić z Funduszu Efektywności Energetycznej i Rekompensat, a miliardem złotych miały zasilić go... spółki energetyczne, które - jak tłumaczył minister energii Krzysztof Tchórzewski - znalazły oszczędności. 

Po ujawnieniu tych informacji prezes URE wezwał spółki do przedstawienia szczegółowych informacji na ten temat.


Oprac ug