Około 200 osób zgromadziło się na placu Aleksandra Puszkina w Moskwie. Zebrali się, aby zamanifestować solidarność z dziennikarzami i aktywistami organizacji pozarządowych, którzy padli ofiarą przemocy.

W demonstracji uczestniczyli m.in. przedstawiciele Ruchu w obronie Lasu Chimkińskiego, Związku Żołnierzy Wojsk Powietrznodesantowych i ruchu Sprawiedliwość. Pojawili się także stronnicy ultraprawicowego ugrupowania Wizerunek. Na znak protestu przeciwko ich udziałowi w akcji z uczestnictwa zrezygnowali zwolennicy demokratycznej partii Jabłoko.

Wśród obecnych był Michaił Bekietow, redaktor gazety "Chimkińskaja Prawda". Dwa lata temu został on bestialsko pobity przez nieznanych sprawców przed swoim domem w Chimkach koło Moskwy. Lekarze przez wiele miesięcy walczyli o jego życie. Przeszedł serię ciężkich operacji - amputowano mu nogę i trzy palce prawej ręki. Stracił też głos. Napastników nie ujęto, a śledztwo w sprawie pobicia Bekietowa umorzono.

12 listopada szef Komitetu Śledczego przy Prokuraturze Generalnej Rosji Aleksandr Bastrykin nakazał wznowienie dochodzenia. Dwa dni wcześniej sąd w Chimkach skazał Bekietowa na grzywnę w wysokości 5 tys. rubli (163 dolary). Sąd uznał, że dziennikarz pomówił mera tego miasta Władimira Strielczenkę, oskarżając go o podłożenie bomby pod jego samochodem.

"Chimkińskaja Prawda" ostro krytykowała lokalne władze, w tym osobiście Strielczenkę, byłego pułkownika Armii Rosyjskiej. Występowała m.in. przeciwko forsowanemu przez miasto i rząd Rosji wycinaniu pobliskiego Lasu Chimkińskiego pod budowę autostrady Moskwa-Petersburg.

Na manifestację Bekietowa przywiozła karetka pogotowia. Uczestnicy akcji żądali m.in. zagwarantowania niezawisłości organów śledczych, zrewidowania sfabrykowanych procesów karnych, a także wyjaśnienia napaści na dziennikarzy i aktywistów organizacji pozarządowych.