W Moskwie wybuchł skandal, gdy wyszło na jaw, że przez pół roku blisko 100 tysięcy kamer ulicznego monitoringu dostarczało milicji fikcyjne zdjęcia. Mistyfikacji nikt nie zauważył, a firma obsługująca system zarobiła równowartość prawie 4 milionów złotych.

Oszustem okazał się 32-letni biznesmen. Najpierw wygrał przetarg, a później zainwestował w komputery, które generowały powtarzające się zdjęcia. Te uchodziły za prawdziwy obraz ulic rosyjskiej stolicy. Większość kamer nie pracowała i żadna informacja z nich nie docierała - przyznaje w rozmowie z korespondentem RMF FM Przemysławem Marcem jeden z moskiewskich śledczych.

Milicja nie potrafi wyjaśnić, dlaczego przez pół roku dawała się wodzić oszustowi za nos. Moskwa wydała ogromne pieniądze na monitoring, jednak dzięki niemu wykryto do tej pory zaledwie 1 procent przestępstw.