"Strzelał nawet do tych, którzy już byli martwi. Chciał upewnić się, że na pewno nie żyją" - w ten sposób jeden z mężczyzn, który przeżył strzelaninę w klubie dla gejów w Orlando w USA, opisuje dramatyczne chwile z ataku. Jak mówi, jemu udało się ocaleć, ponieważ zabarykadował się w toalecie.

"Strzelał nawet do tych, którzy już byli martwi. Chciał upewnić się, że na pewno nie żyją" - w ten sposób jeden z mężczyzn, który przeżył strzelaninę w klubie dla gejów w Orlando w USA, opisuje dramatyczne chwile z ataku. Jak mówi, jemu udało się ocaleć, ponieważ zabarykadował się w toalecie.
Do strzelaniny doszło w Orlando na Florydzie /JOHN TAGGART /PAP/EPA

Do masakry w klubie Pulse doszło w nocy z soboty na niedzielę. Zginęło 50 osób - w tym napastnik - a ponad 50 zostało rannych.

Jedną z osób, której udało się ocaleć był 26-letni Colon. Z jego zeznań wynika, że sprawca - Omar Mateen - strzelał na oślep. Poźniej celował również do tych, którzy już nie żyli.

Chciał się upewnić, że nie żyją - mówi 26-letni Colon. Sam został trafiony przez napastnika kilka razy, w tym w rękę i w biodro. Jak mówi udało mu się przeżyć, bo najpierw udawał nieżywego, a później zabarykadował się w toalecie. W końcu z klubu wyciągnął go tylnym wyjściem jeden z policjantów.

Masakra w Orlando jest określana jako "najgorsza strzelanina w historii USA". Sprawcą jest 29-latek, który złożył przysięgę tzw. Państwu Islamskiemu. Wiadomo, że wcześniej znęcał się nad żoną.


(abs)