Josef Fritzl, szczęść Boże! Ale przecież ja nie muszę się przedstawiać. Jestem znany na całym świecie - tak "potwór z Amstetten" przywitał dziennikarzy niemieckiego "Bilda", którzy odwiedzili go w więzieniu. Fritzl odsiaduje wyrok za więzienie przez 24 lata swojej córki, wielokrotne gwałcenie jej i spłodzenie z nią siedmiorga dzieci. O krzywdzie, jaką im wyrządził, nie chce mówić. Chętnie opowiada za to o żonie: Chciałbym się nią zaopiekować.

Fritzl nosi dżinsy, flanelową koszulę, skarpetki i sandały. Włosy ma zaczesane do tyłu, sięgają karku. Nienawidzę fryzjerów jeszcze bardziej niż dentystów - mówi reporterom "Bilda".

Zapytany o krzywdę, jaką wyrządził córce, odpowiada krótko: Nie chcę o tym rozmawiać. Zaczyna opowiadać o żonie, którą poślubił 55 lat temu. Napisałem do niej osiem listów. Nigdy nie dostałem odpowiedzi. Mimo to wiem, że wciąż mnie kocha - mówi.

Ślubnej obrączki jednak nie nosi. Boję się, że ktoś mi ją tutaj ukradnie - tłumaczy.

Twierdzi, że nocami często myśli o żonie: Marzę, że doczekam tego, aby wyjść stąd w pełni sił. Później chętnie zaopiekowałbym się moją żoną, bo zawsze była mi wierna.

Jak dotąd jednak ani jego żona, ani żadne z trzynaściorga dzieci nie odwiedzili go w więzieniu. Fritzl tłumaczy sobie, że uniemożliwiają im to władze.

Jego światem jest teraz cela o powierzchni 11,5 m kw. W środku stół, łóżko, toaleta i umywalka. "Potwór z Amstetten" uprawia paprykę i pomidory. Ma też w celi telewizor z 38 programami.

bild.de