Wielka Brytania rozważa ataki powietrzne na powiązanych z Iranem bojowników Huti – wynika z artykułu opublikowanego przez brytyjskiego ministra obrony Granta Shappsa na łamach dziennika "The Daily Telegraph". Brytyjczycy chcą w ten sposób odpowiedzieć na ostatnie akty terroru wobec statków handlowych na Morzu Czerwonym. Konflikt w tym regionie może okazać się jednak bardzo kosztowny, zwłaszcza dla Zachodu.

Wielka Brytania razem ze Stanami Zjednoczonymi opracowuje plan potencjalnych ataków na wspieranych przez Iran Huti w Jemenie. Bojownicy od kilku tygodni terroryzują statki handlowe na Morzu Czerwonym. Tłumaczą to solidarnością z palestyńskim Hamasem. Atakowane mają być jedynie statki, które zmierzają do izraelskich portów lub są związane w jakiś sposób z Izraelem. W rzeczywistości incydenty zgłaszały także jednostki płynące w inne rejony świata.  

"Jesteśmy gotowi podjąć bezpośrednie działania i nie zawahamy się podjąć dalszych działań, aby zapobiec zagrożeniom dla wolności żeglugi na Morzu Czerwonym" - napisał w artykule minister obrony Wielkiej Brytanii Grant Shapps.

"Huti powinni to dobrze zrozumieć: jesteśmy zdeterminowani, by pociągać do odpowiedzialności sprawców bezprawnych zajęć statków i ataków (na nie - przyp. red.)" - dodał.

Dziennik pisze, że w najbliższym czasie może ukazać się wspólne oświadczenie USA i Wielkiej Brytanii, w którym kraje dadzą Huti ostrzeżenie, aby ci zaprzestali ataków. Eksperci wskazują jednak, że w komunikacie nie zostaną przedstawione planowane konkretne działania wojskowe.

"Jeśli Huti w dalszym ciągu będą zagrażać życiu i handlowi, będziemy zmuszeni podjąć niezbędne i odpowiednie działania" - podkreślił w artykule Shapps.

Skuteczne, ale drogie

W grudniu w rejonie Morza Czerwonego w ramach misji "Strażnik Dobrobytu", której celem jest zapewnienie bezpieczeństwa cywilnym statkom, pojawił się niszczyciel brytyjskiej marynarki wojennej HMS Diamond.

Brytyjczycy rozważają także wysłanie w okolice tego regionu fregaty HMS Lancaster, która jest wyposażona w system rakietowy Sea Ceptor. Może on strzelać do małych, szybko poruszających się jednostek takich jak łodzie motorowe, których Huti używali do ataków na kontenerowce na Morzu Czerwonym.

Obecnie ochrona statków handlowych przed atakami bojowników jest niezwykle kosztowna. Systemy obronne Amerykanów są bardzo skuteczne, ale i wymagają dużych nakładów finansowych. Przykładowo rakieta SM-2 średniego zasięgu kosztuje około 2,1 mln dolarów za sztukę, z kolei za pocisk ESSM krótkiego zasięgu trzeba zapłacić około 1,7 mln dolarów. Pociski, z których korzystają Huti są z kolei coraz bardziej prymitywne, a co za tym idzie tańsze. Np. produkcja irańskich dronów kamikadze Shahed 131/136 może kosztować nawet zaledwie kilkanaście tysięcy złotych.

Rozmowy brytyjsko-irańskie

W niedzielę minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii David Cameron rozmawiał o atakach Huti na statki handlowe ze swoim irańskim odpowiednikiem. Brytyjski polityk miał przekazać stronie irańskiej, że "jest ona odpowiedzialna za zaprzestanie ataków na statki handlowe na Morzu Czerwonym, ze względu na wsparcie, jakiego udziela rebeliantom z Jemenu".

Cameron podkreślił, że sytuacja w regionie jest "niezwykle poważna", a ataki Huti określił jako "nieakceptowalne i destabilizujące".

Rzecznik Huti wydał natomiast oświadczenie, w którym nalegał, aby inne kraje nie przyłączały się do Stanów Zjednoczonych prowadzących w regionie operację "Strażnik Dobrobytu" i ostrzegał przed "negatywnymi konsekwencjami", które dosięgną tych, którzy już to zrobili. 

Napięta sytuacja na Morzu Czerwonym

W związku z atakami Huti największe międzynarodowe firmy żeglugowe takie jak BP czy Maersk czasowo zawiesiły rejsy przez Morze Czerwone. Statki muszą przez płynąć naokoło przez Przylądek Dobrej Nadziei, co wydłuża cały transport o około 2 tyg.

Sytuacja w regionie wciąż jest bardzo napięta. W niedzielę z amerykańskiego lotniskowca USS Eisenhower i Niszczyciela USS Gravely w odpowiedzi na wezwanie pomocy przez statek Maersk Hangzhou ostrzelały w samoobronie cztery łodzie Huti i zatopiły trzy z nich.

Dzień wcześniej pływający pod banderą Singapuru, należący do duńskiej firmy kontenerowiec zgłosił, że został uderzony pociskiem. Na wezwanie odpowiedziały amerykańskie okręty USS Gravely i USS Laboon. Siły amerykańskie strąciły dwa pociski wystrzelone z obszarów Jemenu.