Na Białorusi trwają procesy osób zatrzymanych po środowych milczących protestach w Mińsku i innych miastach kraju. Większość z ponad setki zatrzymanych oskarżono o drobne chuligaństwo. Są karani aresztami i grzywnami.

Obrońcy praw człowieka z organizacji Wiasna informują, że jeden z sądów Mińska skazał 10 osób na kary aresztu administracyjnego. Siedem z nich spędzi w areszcie 10 lub 15 dni, pozostali od trzech do ośmiu dni. Inny stołeczny sąd wydał dwa wyroki: jeden - piętnastodniowego aresztu i jeden - grzywny.

Według różnych danych w Mińsku zatrzymano w środę od 20 do 25 osób.

Na grzywnę skazano mieszkańca Nowopołocka, którego tłumiący protesty mężczyźni w cywilu, zapewne ze struktur siłowych, zatrzymali razem z sześcioletnim synem. Na komisariacie milicjanci grozili, że jeśli matka dziecka nie przyjedzie w ciągu kwadransa, oddadzą je do domu dziecka.

W Salihorsku sąd skazał na dziewięć dni aresztu mężczyznę, który niedawno odsiedział 13-dniowy wyrok za udział w poprzednich akcjach protestacyjnych.

Milczące protesty rozpoczęły się na Białorusi w połowie czerwca jako zgromadzenia w centralnych punktach miast, których uczestnicy na znak protestu przeciw polityce władz klaskali, czasami tupali. Wczoraj używali dźwięków z telefonów komórkowych. Nie wznosili haseł ani nie używali zabronionej opozycyjnej symboliki narodowej.

W wyniku protestów 15, 22 i 29 czerwca oraz 3 i 6 lipca zatrzymano około 1730 osób, w tym 980 w Mińsku. Znaczna część zatrzymanych została skazana przez sądy na kary aresztu lub grzywien. Podczas akcji, które odbyły się w lipcu, zatrzymania są brutalniejsze, a kary surowsze. Zatrzymywani są także przypadkowi przechodnie oraz coraz częściej dziennikarze, zarówno pracujący dla mediów białoruskich, jak i zagranicznych.