W Stanach Zjednoczonych trwają protesty przeciwko brutalności policji. W samym tylko Nowym Jorku demonstrowały w czwartek wieczorem czasu lokalnego ponad 2 tysiące ludzi. To reakcja na środową decyzję nowojorskiej ławy przysięgłych, która postanowiła nie wysuwać zarzutów wobec białego policjanta oskarżonego o spowodowanie śmierci Afroamerykanina.

Demonstranci zebrali się na Foley Square na Dolnym Manhattanie, w pobliżu budynków władz miejskich i siedziby nowojorskiej policji, a następnie przeszli przez Most Brookliński, powodując paraliż komunikacyjny w godzinach wieczornego szczytu.

Do tragicznego w skutkach zdarzenia doszło 17 lipca na Staten Island. Policjanci chcieli aresztować 43-letniego Erica Garnera, ojca sześciorga dzieci, za nielegalną sprzedaż na ulicy papierosów niewiadomego pochodzenia.

Funkcjonariusze użyli siły, przy czym - jak ustalono w śledztwie - jeden z nich, Daniel Pantaleo, tak silnie uciskał klatkę piersiową i szyję Garnera, że w konsekwencji spowodował jego śmierć przez uduszenie.

Zajście sfilmowali świadkowie i natychmiast opublikowali nagranie w internecie. Podsyciło ono trwającą już od dłuższego czasu w USA dyskusję o brutalności policji - zwłaszcza wobec przedstawicieli mniejszości etnicznych.

W ubiegłym tygodniu ława przysięgłych w stanie Missouri wydała podobną do nowojorskiej decyzję - nie wysunęła zarzutów wobec białego policjanta oskarżonego o zastrzelenie w Ferguson czarnoskórego nastolatka. Decyzja wywołała gwałtowne protesty i rozruchy uliczne.

(edbie)