Wraz z reformą wojska zniknie wojskowa służba zastępcza. To oznacza, że policja straci ponad cztery tysiące, a szpitale około trzech tysięcy najtańszych pracowników - informuje "Rzeczpospolita".

Reforma zapoczątkuje uzawodowienie armii. W grudniu odbędzie się ostatni pobór do wojska – później w armii mają służyć tylko ci, którzy dobrowolnie się do niej zgłoszą. Ponieważ służba wojskowa przestanie być obowiązkiem, zniknie również wojskowa służba zastępcza. Osoby, które ze względu na przekonania religijne czy światopoglądowe nie chciały służyć w wojsku, mogły ją odbywać w policji, szpitalach i hospicjach. W policji na chętnych czekało 4 tysiące etatów. Podczas służby zastępczej poborowi pomagali w patrolowaniu ulic i zabezpieczaniu imprez masowych. Po odsłużeniu 9 miesięcy mieli szansę na stałą pracę. Służba zastępcza w szpitalach i hospicjach trwała natomiast 18 miesięcy. Co roku decydowało się na nią około 3 tysięcy osób.

Osoby, odbywające służbę zastępczą w policji czy szpitalu, były idealnymi pracownikami. Pieniądze wypłacane jako żołd zwracało pracodawcom państwo, a jedyny koszt, jaki pracodawca ponosił, to 130 zł dopłaty do ZUS. Teraz te instytucje będą musiały znaleźć pieniądze na zatrudnienie innych pracowników.