27-letnia Kelly z USA to nie jest poszukiwana od 1994 roku Monika Bielawska z Legnicy. Wykluczyły to wyniki badań DNA. "Jesteśmy tą wiadomością zdruzgotani. Wiedzieliśmy, że gdyby okazało się, że kobieta faktycznie jest Moniką, to byłby to cud. Ale jednak wierzyliśmy i mieliśmy nadzieję" - przekazali wolontariusze z organizacji Zaginieni Cała Polska.

Okazało się, że pomimo wielu przesłanek, kobieta nie jest zaginioną Monisią. Jest to ogromnie trudny czas dla rodziny Moniki, oni tak bardzo wierzyli w cud. W to, że dowiedzą się prawdy. Niestety, wynik badania DNA w 100% wykluczył pokrewieństwo dwóch rodzin - czytamy w komunikacje opublikowanym w mediach społecznościowych. 

Kiedy 27-letnia Kelly z USA dowiedziała się, że jest adoptowana, zaczęła szukać informacji o swoim pochodzeniu. Na jednej ze stron poświęconych osobom zaginionym kobieta natrafiła na zdjęcie zaginionej 1,5-rocznej Moniki, a także na policyjny portret, który pokazywał, jak dziecko może wyglądać w przyszłości. 

Wolontariusze skontaktowali Kelly z organizacją Zaginieni Cała Polska. Mamy wielką nadzieję, że tak rzeczywiście jest, lecz staramy się racjonalnie podchodzić do sprawy - mówiła dla Polsat News Natalia Brand. 

Policja wznowiła śledztwo ws. zaginięcia dziecka sprzed 26 laty. Zlecono także badanie DNA, niestety wynik okazał się negatywny. 

Cytat

Chciałabym podziękować Wam wszystkim za uszanowanie rodzin w tym trudnym dla nich czasie. Ostatnie tygodnie to był dla nich jak i dla nas ogromny stres. Będziemy również próbować dotrzeć do tego kim jest kobieta, która podejrzewała, że jest Moniką
zadeklarowali wolontariusze

Zaginięcie Moniki Bielawskiej

16 lipca 1994 roku dziadkowie zabrali gorączkujące dziecko do lekarza. Po drodze spotkali ojca dziewczynki. Poszli do apteki zrealizować receptę, pozostawiając Monikę pod opieką taty. Wtedy widzieli dziecko po raz ostatni. Ojciec z córką zniknęli. Matka dziecka była wtedy u znajomej.

Przez lata trwały poszukiwania małej Moniki oraz jej ojca, który zapadł się pod ziemię. Policja szukała mężczyzny, który przez długi czas był nieuchwytny. Wystawiono za nim międzynarodowy list gończy. W końcu udało się go ująć w 1998 roku na terenie Austrii. Po przewiezieniu do Polski mężczyzna ponownie uciekł. Przez kilka kolejnych lat znowu nie można było go odnaleźć. Dopiero w 2008 roku mężczyzna ponownie pojawił się w Polsce. Wtedy też rozpoczął się jego proces.

Na początku mężczyzna nie przyznawał się do winy. Wcześniej jednak w trakcie składania zeznań w prokuraturze stwierdził, że sprzedał dziewczynkę za 20 milionów starych złotych. Potem wielokrotnie zmieniał zeznania. Od 2013 roku odbywa karę 15 lat pozbawienia wolności za uprowadzenie i sprzedaż dziecka.