​Żyli w cieniu narodowej i rodzinnej tragedii. Byli "źle urodzeni", a piętno "nieprawomyślnego pochodzenia" prześladowało ich przez wszystkie lata PRL. Dzieci Żołnierzy Wyklętych. "Mama mogła odwiedzić ojca w więzieniu tylko raz. Był strasznie bity, przez ten rok w areszcie osiwiał jak gołąbek" - opowiada syn Bolesława Budelewskiego. "Potem dostaliśmy informację o wykonaniu kary śmierci, ale nie mieliśmy pojęcia, gdzie został pochowany" - dodaje.

Ojców - najczęściej - ledwo pamiętają. Gdy ci walczyli w antyniemieckim, a potem antykomunistycznym podziemiu, dopiero się rodzili, a nawet jeśli mieli wówczas kilka czy kilkanaście lat, ojcowie byli dla nich najczęściej odległymi, zakonspirowanymi bohaterami. Po latach mówią: Ja taty nigdy nie poznałem - gdy zginął, miałem zaledwie osiem miesięcy albo Miałem tylko cztery lata, mimo to doskonale pamiętam moment, gdy ojca zabierali z domu.

Ojca z czasów przedwojennych lepiej zapamiętał syn rotmistrza Pileckiego. Mieszkali na wschodnich kresach II Rzeczpospolitej. Od ojca dostałem klapsa tylko raz w życiu, kiedy skłamałem, że zjadłem owsiankę, a ja ją wylałem myszom do nory. Żyliśmy bardzo szczęśliwie - mieszkaliśmy w takim miejscu, gdzie nie było specjalnie kolegów. Byliśmy skazani na siebie i tata bardzo dobrze się z tego wywiązywał. Zawsze nam robił jakieś niespodzianki. W ogóle wychowywał nas bardzo mądrze. Mnie przygotowywał do takich prac jak powożenie koniem. Uczył kochać przyrodę - opowiada.

Historia nie dała im okazji, by wspólnie doczekali spokojniejszych, powojennych czasów. Ojcowie walczyli, ukrywali się, z rzadka wpadali do domu, a potem trafili do więzienia. Mama mogła go odwiedzić tylko raz. Był strasznie bity, przez ten rok w areszcie osiwiał jak gołąbek - opowiada syn Bolesława Budelewskiego. Potem dostaliśmy informację o wykonaniu kary śmierci, ale nie mieliśmy pojęcia, gdzie został pochowany - dodaje.

O tej niepewności czy wręcz niewiedzy dotyczącej i daty śmierci, i miejsca pochówku ojców opowiadają wszystkie dzieci Żołnierzy Wyklętych. Suche powiadomienia o zgonie były często jedyną informacją, jaką mieli na temat losu rodziców.

Zdarzało się też, że represje dotykały i innych najbliższych. W sumie z mojej rodziny siedziało 16 osób, w tym mama, skazana na 15 lat więzienia. Mnie wychowywali dziadkowe - mówi syn Zbigniewa Bukowskiego.

Piętno "złego urodzenia" ciążyło im długo. Matki nie mogły znaleźć pracy. Gdy tylko personalny dowiadywał się, czyją była żoną, natychmiast okazywało się, że nie ma dla niej miejsca - wspomina jeden z potomków żołnierzy. Oni sami znosili przykrości w szkole czy w wojsku. Ciągle słyszałem - ten to z Ostrołęki, tam było dużo bandytów - dodaje.

Mimo to wierzyli, że historia przywróci dobrą pamięć o ich ojcach i że - jak mówi syn rotmistrza Pileckiego - tata wyjdzie z cienia i będzie o nim głośno.