Na 25 lat więzienia skazany został Mariusz S. - okrzyknięty "polskim Fritzlem", oskarżony m.in. o wielokrotne gwałty i znęcanie się nad żoną i dwiema córeczkami. Koszmar kobiety i dziewczynek trwał kilka lat.

Na 25 lat więzienia skazany został Mariusz S. - okrzyknięty "polskim Fritzlem", oskarżony m.in. o wielokrotne gwałty i znęcanie się nad żoną i dwiema córeczkami. Koszmar kobiety i dziewczynek trwał kilka lat.
Mariusz S. - okrzyknięty "polskim Fritzlem", oskarżony m.in. o wielokrotne gwałty i znęcanie się nad żoną i dwiema córeczkami - został skazany na 25 lat więzienia /Kuba Kaługa /RMF FM

Jak donosi reporter RMF FM Kuba Kaługa, sędzia Marta Urbańska bez emocji, ale momentami z trudem, odczytywała opis wielowymiarowego znęcania się przez Mariusza S. nad żoną. Mówiła o uwięzieniu kobiety w ciasnej, ciemnej piwnicy, głodzeniu jej, zmuszaniu do chodzenia w brudnych - delikatnie mówiąc - ubraniach, wiązaniu czy zaklejaniu ust taśmą. Mężczyzna uniemożliwił żonie korzystanie z toalety, zmuszał, by potrzeby fizjologiczne załatwiała na ziemię. Przerażający był także opis tego, jak S. karmił żonę: na ziemi stawiał metalową miskę z kawałkami chleba zalanymi wodą i jego nasieniem i zmuszał kobietę, by jadła to w pozycji "na czworaka".

Straszył ją śmiercią.

Mariusz S. wielokrotnie gwałcił żonę. Zdarzało się, że zakładał jej na głowę worek, krępował i pozwalał, by kobietę gwałcili także odwiedzający go koledzy.

Z biegiem czasu zaczął molestować także swoją córkę. Sędzia mówiła m.in. o doprowadzaniu dziecka do oralnych stosunków seksualnych.

Kiedy żonie, ratowanej przez matkę, udało się uciec od Mariusza S., ten sprowadził sobie inną kobietę. Nad kochanką i jej synkiem także miał się później znęcać.

Za samo znęcanie sąd wymierzył Mariuszowi S. karę 14 lat więzienia. Za wszystkie przestępstwa orzekał kary w górnych granicach zagrożenia. Jako karę łączną sędzia Marta Urbańska orzekła 25 lat więzienia.

Sąd zdaje sobie sprawę, że jest to kara o charakterze eliminacyjnym. Jednak oskarżony jest osobą, która ma świadomość, że rodzina, miłość, szacunek, godność to wartości, które są pożądane przez każdego z członków społeczeństwa, które czynią człowieka szczęśliwym. Oskarżony miał tego świadomość, dlatego że taką miłość swojej żonie przed ślubem okazywał. Dawał jej nadzieję na to, że razem stworzą dobrą, zgodną rodzinę. Że razem będą wychowywać dzieci. Jednocześnie mając tę świadomość, jakie zachowania są społecznie właściwe, od chwili zawarcia związku małżeńskiego radykalnie zmienił swoje zachowanie wobec najpierw żony, a następnie dwójki dzieci. Pozbawił ich miłości, godności, szacunku. Również dóbr, które są chronione prawnie, czyli wolności. Wolności osobistej, seksualnej. Żona do dziś odczuwa okrucieństwo zadane jej przez oskarżonego. Nieodwracalne zmiany spowodował oskarżony również u swoich dzieci. Zmiany psychiczne. Dlatego sąd uznał, że oskarżony, będąc w pełni poczytalny, zasługuje na karę, która na okres 25 lat wyeliminuje go ze społeczeństwa - mówiła sędzia Marta Urbańska.

Obrońca Mariusza S. tuż po wyjściu z sali rozpraw zapowiedział apelację. Ocenił, że wyrok jest zbyt surowy, nie zgodził się z przyjętą przez sąd interpretacją przepisów, na bazie których wymierzono karę 25 lat więzienia.

Żadna z kar jednostkowych nie przekroczyła lat 15, w związku z tym logiczne było dla obrony, że kara najwyższa może wynosić 15 lat - mówił adwokat Krzysztof Szachta.

Obrońca zaznaczył również, że Mariusz S. nie przyznał się w procesie do większości zarzucanych mu przestępstw. Przyznać miał się jedynie do zagłodzenia psa. Jak mówił adwokat, zdaniem Mariusza S. oskarżenie go o pozostałe przestępstwa to efekt tego, że ktoś miał po latach nastawić jego córki przeciwko niemu.

Jak donosi Kuba Kaługa, który był obecny na sali rozpraw: Mariusz S. wysłuchał wyroku z kamienną twarzą. Momentami kiwał głową na boki, jakby z niedowierzaniem. Jedyny moment zawahania widać było na jego twarzy, gdy sędzia mówiła o wspomnianym w wyroku zagłodzeniu psa.

"GW": Przez lata nikt nie wierzył bitej, więzionej, gwałconej kobiecie

Gehennę żony Mariusza S. i ich dwóch córeczek opisała w "Dużym Formacie" "Gazeta Wyborcza". Dziennik podkreślił, że prokuratorzy zajmowali się tą makabryczną historią już kilka lat temu: w latach 2011-2013 pucka prokuratura rejonowa trzykrotnie podejmowała jednak decyzje o umorzeniu śledztwa w tej sprawie i odrzucała zażalenia pokrzywdzonej kobiety.


(e)