Dzień i noc policjanci, żołnierze, Straż Graniczna i strażacy rozwożą specjalny list premiera Donalda Tuska, w którym dementuje on informacje o planowanych zmianach zasad przyznawania emerytur mundurowych - ustalili reporterzy śledczy RMF FM. Taki ruch na kilka dni przed wyborami to walka o kilkaset tysięcy głosów więcej - mówią nieoficjalnie policyjni związkowcy.

Ile kosztowała ta akcja? Według wstępnych obliczeń naszych reporterów, może chodzić nawet o kilkadziesiąt tysięcy złotych. Po pierwsze, trzeba było wydrukować kilkaset tysięcy stron listu od premiera, po drugie - i najważniejsze - kluczem jest szybka i bardzo precyzyjna dystrybucja.

Nad przygotowaniem całej akcji - według informacji naszych reporterów - pracował cały sztab ludzi. Dokładnie obliczono, gdzie i ile listów trzeba wysłać. Do poszczególnych komend trafiało tyle pism, ile jest etatów. Druki przywożone były w ramach specjalnej poczty albo - jak w przypadku niektórych oddziałów Straży Granicznej - specjalnie wieziono je z Warszawy konwojem.

Teraz komendanci poszczególnych komend i komisariatów mają zadbać, by każdy funkcjonariusz otrzymał list od Donalda Tuska do rąk własnych.

Rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak nie chciała odpowiedzieć wprost na pytanie, czy to normalna praktyka. Tłumaczyła jednak premiera z tej niespotykanej formy komunikacji: Poprzez ten list chciał jednoznacznie uciąć wszelkie plotki, wszelkie nieprawdziwe informacje, które zaczęły krążyć, zaczęły żyć własnym życiem.

Takie sytuacje zdarzają się jednak niezwykle rzadko, jeśli nie w ogóle. Pytanie, dlaczego premier nie mógł ogłosić swojego uspokajającego dementi w telewizji?

O głosy dla Komorowskiego walczy cały rząd

W kampanię wyborczą angażuje się jednak nie tylko Donald Tusk. Jego ministrowie już teraz sypią obietnicami jak z rękawa. Dzisiaj rząd ma przyjąć projekt ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, by zrezygnować z opłat za przejazd autostradowymi obwodnicami miast. To pomysł, który pojawił się zaledwie kilka dni temu, pięknie brzmiący, ale kosztowny. Jeszcze w ubiegłym tygodniu minister Grabarczyk informował, że roczny ubytek w Krajowym Funduszu Drogowym może być na poziomie jednego miliarda.

Druga w kolejce do pomocy jest minister zdrowia Ewa Kopacz. Nie tylko chciała zastąpić Bronisława Komorowskiego w debacie o służbie zdrowia, ale też dała mu oręż do walki o głosy wyborców lewicy - nagle okazało się, że pieniądze nie stanowią już problemu, jeśli chodzi o refundację in vitro. Choć nie ma wyliczeń, ile to będzie kosztować.

Z kolei dzięki minister edukacji narodowej Katarzynie Hall Komorowski mógł nie tylko wręczać kwiaty na zakończenie roku szkolnego, ale też obiecać kolejne podwyżki nauczycielom. Za sprawą minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbary Kudryckiej kandydat PO na prezydenta dopieścił zaś świat nauki - obiecał pół miliarda złotych na uniwersytet w Rzeszowie, czyli akurat tam, gdzie ma najmniejsze poparcie w kraju.

Obrazu rządu w kampanii dopełnia szef MSWiA Jerzy Miller, który w świetle jupiterów, tuż przed drugą turą wręcza promesy na powodziowe remonty…