"Trudno wykluczyć prowokację; będziemy chcieli szczegółowych informacji, jak mogło do tego dojść" - powiedział premier Donald Tusk, komentując upublicznienie w internecie drastycznych zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej. Wcześniej, w odpowiedzi na zapytanie polskiej Prokuratury Generalnej, Rosyjski Komitet Śledczy poinformował, że fotografie nie pochodzą z materiałów rosyjskiego śledztwa i nie zostały wykonane przez jego przedstawicieli.

Nie chciałbym tutaj snuć publicznych domysłów, komu mogłoby zależeć na tym, aby emocje - i to w tak drastyczny sposób wzbudzane na nowo - żeby te emocje dotyczące Smoleńska znowu w Polsce wybuchły. Może w przyszłości będziemy mieli okazję dowiedzieć się całej prawdy, także o tym przedsięwzięciu - powiedział Tusk. Jak podkreślił, doświadczenie podpowiada, że "małe motywacje niektórych ludzi są często źródłem takich spraw, a niekoniecznie wielkie prowokacje polityczne".

Premier zaznaczył także, że polskie władze będą domagały się od strony rosyjskiej wyjaśnienia przyczyn upublicznienia w internecie zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej. Będziemy chcieli szczegółowych informacji, jak to jest możliwe, żeby ktoś z urzędników, lekarzy, ochrony, nie wiem, nie byłem w tym prosektorium, mógł dopuścić do takiej sytuacji - powiedział szef polskiego rządu.

Prawdopodobnie mówimy tutaj raczej o braku etyki, niż o przestępstwie i wykroczeniu, bo podejrzewam, że nie ma tam zakazu robienia zdjęć i pewnie nie ma zakazu upowszechniania takich zdjęć. Widocznie nikt nie pomyślał, że komukolwiek może to przyjść do głowy - podkreślił Tusk.

Drastyczne zdjęcia nie pochodzą z akt rosyjskiego śledztwa


Wcześniej Komitet Śledczy Rosji poinformował, że drastyczne zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej, dostępne na niektórych stronach internetowych, nie pochodzą z materiałów rosyjskiego śledztwa i nie zostały wykonane przez jego przedstawicieli. Była to odpowiedź na zapytanie polskiej Prokuratury Generalnej.

Komitet Śledczy przeprowadził działania sprawdzające w związku z faktem pojawienia się w internecie fotografii ciał obywateli polskich, którzy zginęli w katastrofie lotniczej samolotu TU-154 polskich sił powietrznych 10 kwietnia 2010. Ustalono, że rozmieszczone materiały fotograficzne nie pochodzą z akt rosyjskiego śledztwa dotyczącego katastrofy lotniczej prowadzonego przez rosyjski Komitet Śledczy. Te fotografie nie były wykonane przez rosyjskich śledczych - poinformował rzecznik Komitetu Śledczego Rosyjskiej Federacji Władimir Markin.

Markin oznajmił również, że "podjęto kroki zmierzające do usunięcia tych materiałów ze środków masowego przekazu, ustalenia osoby która wykonała i upubliczniła zdjęcia, a także wyjaśnienia motywów danych działań".

O tym, że strona polska wystąpi do Rosjan o informacje w sprawie drastycznych zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej, poinformował we wtorek prokurator generalny Andrzej Seremet. Zapowiedział wtedy, że chce wiedzieć, czy fotografie te pochodzą z rosyjskiego śledztwa, a jeśli tak, to jakie kroki zamierza podjąć rosyjska prokuratura.

Ambasador wezwany do MSZ


W środę na polecenie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego do resortu został wezwany ambasador Rosji Aleksander Aleksiejew. Jak poinformował resort, z powodu "opublikowania w internecie wykonanych przez funkcjonariuszy rosyjskich drastycznych zdjęć ciał ofiar katastrofy smoleńskiej". "Podsekretarz stanu Jerzy Pomianowski w imieniu rządu RP przekazał Ambasadorowi Aleksiejewowi w demarche wyrazy oburzenia z powodu opublikowania w internecie, wykonanych przez funkcjonariuszy rosyjskich drastycznych zdjęć ciał ofiar katastrofy samolotu rządowego w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku" - czytamy w komunikacie.

Pomianowski miał powiedzieć ambasadorowi Rosji, że "Polska oczekuje od władz rosyjskich stanowczych działań, natychmiastowego śledztwa w tej sprawie i ukarania winnych wycieku oraz dobrej współpracy strony rosyjskiej z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuraturą, które w Polsce zajmują się sprawą".

MSZ zaznaczyło też w komunikacie, iż Pomianowski dodał, że Polska dostrzega zablokowanie przez władze Rosji części rosyjskich portali, na których znajdowały się zdjęcia.

Publikacja zdjęć wywołała falę oburzenia


Fotografie, które ukazały się w sieci, zostały już zbadane przed prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie. Śledczy po analizie stwierdzili, że nie jest to materiał dowodowy z polskiego postępowania. Nie ma więc podstaw prawnych, by wszczynać śledztwo w sprawie ewentualnego wycieku dowodów.

Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada, ABW wykryła zdjęcia w sieci już we wrześniu. Znajdowały się one nie tylko na rosyjskich stronach, ale też na portalach zarejestrowanych w innych krajach. Agencja zwróciła się do administratorów sieci służb tych państw o zablokowanie stron z fotografiami. Część z tych próśb została uwzględniona: Skontaktowaliśmy się ze służbami krajów, gdzie odnaleziono w internecie zdjęcia, celem zablokowania ich publikacji. Po naszej interwencji strona rosyjska oraz ukraińska zablokowały wskazane przez nas strony internetowe. Do tej pory nie zostały zamknięte strony domen niemieckich i amerykańskich, ponieważ służby tych państw w odpowiedzi poinformowały nas, że nie mogą zablokować tych stron z uwagi na ograniczenia prawne obowiązujące w ich krajach - powiedział rzecznik ABW Maciej Karczyński.

Cichocki: Zdjęcia zrobiono przed dotarciem polskich służb na miejsce


Polskie służby od kilku tygodni podejmują działania w związku z pojawieniem się w internecie zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej. Jak mówił w Kontrwywiadzie RMF FM szef resortu spraw wewnętrznych Jacek Cichocki, najbardziej niepokojące w całej sprawie jest to, kiedy powstały zdjęcia. Najprawdopodobniej zostały zrobione przed dotarciem na miejsce służb polskich, w momencie kiedy na miejscu katastrofy byli tylko przedstawiciele różnych służb rosyjskich. To zdjęcia z pierwszych godzin po katastrofie - mówił polityk w Kontrwywiadzie RMF FM.

Justyna Satora