Część załogi PKS Ostróda rozpoczęła strajk. Według szefa związkowej "Solidarności" Zbigniewa Maszkowskiego, mimo protestu na trasy wyjechały wszystkie autobusy. "Załoga otrzymała sygnał od kierownictwa firmy, że chce z nimi podjąć rozmowy" - dodaje.

Jeśli okaże się, że kierownictwo firmy nie usiądzie z nami do rozmów to autobusy wrócą do bazy - twierdzą związkowcy. Siedziba ostródzkiego PKS została oflagowana, a przed zakładem czeka grupa delegatów "Solidarności" z innych firm, którzy wspierają protestujących w PKS Ostróda.

Związkowcy strajkują, bo jak twierdzą, pracownicy PKS są źle traktowani, podwyżki przyznawane są uznaniowo a dyrekcja nie jest zainteresowana realizacją Pakietu Gwarancji Pracowniczych, podpisanych podczas kupna zakładu przez spółkę Mobilis. W Pakiecie tym, jak twierdzą związkowcy, jest zapis mówiący o tym, że gdy zakład wypracuje zysk, to załoga dostanie podwyżki. Załoga twierdzi, że mimo wypracowania zysku kierownictwo firmy nie chce rozmawiać z nimi o podwyżce. Zdaniem związkowców pracodawca nie przewidział także w przyszłorocznym budżecie odprowadzania pieniędzy na fundusz socjalny.

PKS Ostróda jest własnością spółki Mobilis. Jej prezes Eugeniusz Szymonik we wcześniejszych rozmowach przyznawał, że ma nadzieję, iż załoga nie zastrajkuje. Zapowiadał też, że kierownictwo Mobilisa nie uzna legalności tego protestu.

Do strajku w PKS Ostróda zachęcają pracowników dwa działające w zakładzie związki zawodowe: OPZZ i "Solidarność". Związkowcy przeprowadzili w tym zakładzie referendum strajkowe, w którym 70 proc. głosujących opowiedziało się za przystąpieniem do strajku (uprawnionych do głosowania było 100 osób).
 

Z informacji zamieszczonych na stronie internetowej PKS Ostróda wynika, że autobusy tego przewoźnika rocznie przewożą 3 mln podróżnych. Zakład ma 78 autobusów, które obsługują lokalne przewozy pasażerskie, w tym przewozy szkolne i międzyregionalne m.in. do Warszawy, Gdańska, Bydgoszczy i Płocka.