Rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata – taki wyrok usłyszał Dariusz S. ochroniarz finału WOŚP w Gdańsku. Mężczyzna odpowiadał m.in. za składanie fałszywych zeznań. Przekazał policji, że zabójca prezydenta miasta Pawła Adamowicza wszedł na scenę dzięki plakietce z napisem "media".

Dariusz S., pracownik Agencji Ochrony Tajfun, która 13 stycznia 2019 r. zabezpieczała imprezę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku, był jedną z osób przesłuchiwanych w związku ze śmiercią prezydenta Pawła Adamowicza.

Twierdził, że mężczyzna, który zaatakował nożem prezydenta na scenie, miał plakietkę z napisem "media". Przekazał policjantom identyfikator, którym rzekomo miał się posłużyć napastnik.

Spanikował. Leczył się psychiatrycznie

Jak ustaliła policja, nie było to jednak prawdą. Próbując podtrzymać swoją wersję, Dariusz S. nakłaniał też do kłamstwa kolegę z agencji ochroniarskiej.

Proces mężczyzny rozpoczął się na początku sierpnia ub. roku. Przyznał się do winy. Podczas śledztwa wyjaśniał m.in., że spanikował. Leczy się psychiatrycznie i ma kłopoty z koncentracją. Prokuratura oskarżyła też Dariusza S. o posiadanie bez wymaganego zezwolenia broni gazowej.

13 stycznia 2019 r. wieczorem Pawła Adamowicza zaatakował nożem 27-letni Stefan W. Wtargnął na scenę podczas koncertu zorganizowanego w ramach gdańskiego finału WOŚP.

Został złapany. 53-letni prezydent w bardzo ciężkim stanie trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Lekarzom nie udało się go uratować.

Był pod wpływem emocji

Oskarżony był pod wpływem bardzo silnych emocji, to nie było zaplanowane - uznał w piątek Sąd  Rejonowy w Gdańsku, skazując Dariusza S.

37-latek ma też zapłacić 7,5 tys. złotych grzywny. Sąd obciążył go również kosztami procesu w kwocie ponad 32 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny.

Nawiązując do rzekomego identyfikatora "media" sędzia Danuta Blank podkreśliła, że znalazł go na ziemi świadek. Była to kobieta, idąca w kierunku sceny.

Dlaczego oskarżony na tym etapie skłamał? W ocenie sądu, działał pod wpływem bardzo silnych emocji. On się czuł moralnie odpowiedzialny za ochronę - powiedziała sędzia Danuta Blank w uzasadnieniu wyroku.

Sąd zwrócił uwagę, że u wszystkich, którzy widzieli tragiczne wydarzenie z 13 stycznia 2019 r. "rodziło się pytanie, jak to się stało, że sprawca zabójstwa prezydenta Gdańska po prostu wkroczył sobie na scenę, dokonał tego czynu, po czym jeszcze przechwycił mikron i wygłosił swoje oświadczenie". I jakby tego było jeszcze mało, został obezwładniony nie przez pracownika ochrony, ale innego pracownika, który wykonywał tam jakieś czynności techniczne - dodała sędzia.

Sąd ocenił, że sposób działania Dariusza S. oskarżonego był "daleki od racjonalnego i wykalkulowanego".

Oskarżony działając pod wpływem bardzo silnych emocji w tych swoich kłamstwach się pogubił. To nie było ani zaplanowane, ani popełnione z premedytacją. To było coś co ad hoc wymyślił. I to jest okoliczność łagodząca. Gdyby to przemyślał, to nigdy by tego nie zrobił. To było kompletnie bez sensu. On nie miał z tym żadnego interesu, żeby kłamać w sprawie identyfikatora. Żadnej korzyści z tego nie osiągnął. Wręcz przeciwnie, gdyby na chłodno na kalkulował, to w życiu tego by nie zrobił -podkreśliła sędzia Danuta Blank.


 

Opracowanie: