Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie katastrofy w czeskiej kopalni w Stonawie, do której doszło ponad cztery lata temu. W grudniu 2018 roku w wyniku zapalenia i wybuchu metanu pod ziemią zginęło 13 górników, w tym 12 Polaków. Przyczyny i okoliczności tej tragedii wyjaśniali czescy i polscy śledczy.

Tragedia w kopalni w grudniu 2018, w której zginęło 13 górników, w tym 12 Polaków, nie została spowodowana przez człowieka - powiedział w czwartek w Ostrawie Jirzi Foltyn ze wspólnego polsko-czeskiego zespołu dochodzeniowego. Śledztwo w tej sprawie umorzyła Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.

Z ustaleń śledczych wynika, że pod ziemią na skutek "zjawiska geomechanicznego" uwolniły się duże ilości metanu. Do wybuchu doszło na skutek przedostania się metanu na miejsce pracy kombajnu górniczego i mechanicznego spowodowania iskry przez dwa metalowe elementy. Śledczy nie stwierdzili manipulacji czujnikami metanu ani naruszenia przepisów BHP.

Do wypadku w czeskiej kopalni CSM Stonawa Północ w Stonawie koło Karwiny doszło 20 grudnia 2018 roku po południu. W wyniku zapalenia i wybuchu metanu ponad 800 m pod ziemią zginęło 13 górników, w tym 12 Polaków. 10 innych górników zostało rannych. Ciało jednej z ofiar wydobyto krótko po tragedii, a zwłoki trzech kolejnych górników - 23 grudnia. 

Ze względu na panujące w kopalni ekstremalne warunki, później rejon katastrofy na kilka miesięcy odgrodzono specjalnymi tamami. Pozostałe ciała wydobyto dopiero wiosną kolejnego roku.

Postępowanie było prowadzone pod kątem nieumyślnego sprowadzenia katastrofy na skutek niedopełnienia obowiązków przez osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i higienę pracy oraz nieumyślnego narażenia górników na niebezpieczeństwo przez sztygara odpowiedzialnego m.in. za pomiar stężeń metanu. 

W pierwszym punkcie postanowienia prokuratura umorzyła śledztwo, uznając, że nikt nie przyczynił się do katastrofy. Sprawę sztygara umorzono ze względu na brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzanie popełnienia przestępstwa.