Zarzut fizycznego znęcania się i usiłowania ewentualnego pozbawienia życia dziecka usłyszeli rodzice czterotygodniowej dziewczynki z Malborka. Szczegóły, które ustalili śledczy, są przerażające.

Jak ustaliła prokuratura, rodzice działali wspólnie i w porozumieniu. Dziewczynka doznała stłuczenia głowy, złamania kości ciemieniowej lewej, oraz urazowego obrzęku mózgu, które spowodowało chorobę realnie zagrażającą jej życiu.

Ponadto dziewczynka doznała złamania trzonu kości ramiennej, złamania obojczyka, złamania kości udowej, oraz licznych powierzchownych urazów głowy - przekazała reporterowi RMF FM Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Śledczy zakładają, że usiłowanie zabójstwa nie było bezpośrednią intencją rodziców, ale mimo wszystko stosując przemoc, powinni przewidywać jakie będą tego skutki. Zachowując się w ten sposób musieli się liczyć z tym, że może to doprowadzić do śmierci dziewczynki - powiedziała Wawryniuk. 

Zakończyło się już przesłuchanie rodziców. Oboje nie przyznali się do winy, zaprzeczają, że stosowali przemoc wobec dziecka. Złożyli wyjaśnienia, prokuratura jednak nie będzie na razie zdradzać ich treści. Może im grozić od 8 do 25 lat pozbawienia wolności, lub dożywocie.

Prokuratura ma skierować wniosek do sądu o trzymiesięczny areszt dla kobiety i mężczyzny.

Dziecko jest w śpiączce farmakologicznej

Stan dziecka, które ze szpitala w Malborku zostało przewiezione na Oddział Intensywnej Terapii szpitala Copernicus w Gdańsku, nie poprawia się. Jak powiedziała nam rzeczniczka szpitala Katarzyna Brożek, dziewczynka nadal jest w stanie ciężkim. Lekarze utrzymują ją w śpiączce farmakologicznej.

Z ustaleń biegłego wynika, że obrażenia dziewczynki powstały nie tylko przed tym, jak rodzice zgłosili się do szpitala, ale także wcześniej.

Zatrzymanie rodziców w Malborku

Rodzice mają 21 i 20 lat. Zostali oni w czwartek zatrzymani w Malborku, w pobliżu stacji kolejowej Malbork-Kałdowo. Oboje przyjechali pociągiem z Gdańska. Na widok funkcjonariuszy ruszyli w przeciwnym kierunku, ale ostatecznie nie stawiali oporu i zostali ujęci.

Para nie była znana policji - w miejscu ich zamieszkania nie było interwencji ani zgłoszeń od sąsiadów.

Rodzice sami przyjechali z dzieckiem do szpitala. Na miejscu mówili lekarzom, że dziecko uderzyło się o fotelik. Ci jednak od razu podejrzewali, że niemowlę jest ofiarą przemocy domowej i dlatego o sprawie zawiadomili policję.