Na ponad pół miliona złotych mogła oszukać swoich klientów kobieta prowadząca punkt bankowy w Starogardzie Gdańskim. Prokuratura wszczęła już śledztwo w tej sprawie. Chce postawić 37-latce zarzuty. Nie może, bo kobieta zniknęła.

Kobieta prowadziła punkt bankowy powiązany z jednym z dużych banków. Według pokrzywdzonych klientów była osobą znaną i wiarygodną.

Pierwsze zgłoszenie o oszustwie prokuratorzy dostali w piątek. Tylko wczoraj otrzymali 5 kolejnych zawiadomień. W sprawie pokrzywdzonych jest na razie 9 osób. Trzem z nich kobieta miała oferować zakup euro po niskim kursie. Ludzie przekazali pieniądze i nie otrzymali ani złotówek, ani euro. Jedna osoba wpłaciła jej 100 tysięcy złotych, kolejna 200 tysięcy złotych, trzecia 87 tysięcy. Pozostałe zgłoszenia dotyczą udzielonych kredytów, które nie wpłynęły na konto osób pokrzywdzonych - tłumaczy Jarosław Kembłowski, szef Prokuratury Rejonowej w Starogardzie Gdańskim.

Śledczy zdecydowali się dziś na przedstawienie zarzutów 37-letniej kobiecie. Niestety jej odnaleźć. Postanowienie o zarzutach jest przygotowane. Nie możemy ich ogłosić, nie możemy tej osoby na razie zatrzymać, bo tej osoby nie ma. Są to wyłudzenia. Z uwagi na ich wysokość, przekraczającą 100 tysięcy złotych, właściwy dla tej sprawi będzie Sąd Okręgowy - mówi Kembłowski.

Innych szczegółów dotyczących śledztwa nie chce zdradzać. Zaznacza jednak, że będzie wnioskował o przejęcie śledztwa przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku.

(mal)